- Każdy dzień, każda jesień, każda zima, również każde lato to pogłębianie się destrukcji technicznej - mówił Karol Marczak z Fundacji Ratowania Zabytków i Pomników Przyrody. O sprawie informuje Polsat News. Wzniesiony w 1852 roku pałacyk w Mojej Woli (woj. wielkopolskie) ma delikatną drewnianą konstrukcję. Książę brunszwicko-oleśnicki Wilhelm, dla którego zbudowano budynek, kazał go obłożyć portugalskim dębem korkowym. To unikat. Na starym kontynencie zachowały się zaledwie trzy podobne budynki. Po II wojnie światowej stał się własnością Lasów Państwowych. Zabytek w niezłym stanie przetrwał PRL, ponieważ dbali o niego leśnicy. Potem było już tylko gorzej. Pałacyk został sprzedany do gminy, która z kolei sprzedała go warszawskiej spółce w 2008 roku. Firma nie interesowała się zabytkiem. - Obserwujemy zacieki dachu, zauważyliśmy również wielokrotne palenie ognisk w środku - tłumaczył Marczak. Podjęto próby wywłaszczenia pałacyku. Już drugi wniosek trafił do starosty ostrowskiego. Ten odmówił. Oficjalnie z powodów formalnych. Trzeba jednak zaznaczyć, że w przypadku wywłaszczenia w grę wchodziłoby wysokie odszkodowanie i spłata hipoteki pałacu, która jest obciążona na siedem milionów złotych.