Szpital nie inwestuje, bo ciągle spłaca długi. Kontrola w placówce ujawniła, że mogło być zagrożone bezpieczeństwo pacjentów z powodu braku nadzoru nad pracownikiem obsługującym agregat prądotwórczy. - Szpital łamie umowę! Powiat sfinansował całość remontu sali porodowej, mając zapewnienie, że placówka wywiąże się z obiecanego remontu dachu na oddziale paliatywnym. Teraz słyszymy, że drugiej inwestycji nie będzie - kiepską cenzurkę dyrektorowi lecznicy Grzegorzowi Hoffmannowi, wystawił przewodniczący Rady Społecznej ZOZ, Tomasz Kranc. Nie przekonał go nawet ranking Super Ekspressu, który na 307 ocenianych szpitali, wągrowiecką placówkę sklasyfikował na 92. miejscu. Radni, którzy kontrolowali lecznicę ocenili jej stan jako "umiarkowanie dobry". Największym zarzutem, jaki usłyszał dyrektor na wtorkowym posiedzeniu rady społecznej, był brak inwestycji. Na ten cel placówka mogłaby przeznaczać pieniądze z amortyzacji sprzętu i takie działania widziałoby w naszej lecznicy Starostwo Powiatowe. - To co się niszczy trzeba odtwarzać. Po pięciu latach bez inwestycji okaże się nagle, że szpital źle działa. Nie może być tak, że placówka się nie rozwija - karcił próby łatania budżetu wicestarosta Kranc. W ubiegłym roku z odpisu amortyzacyjnego szpital uzyskał ok. 900 tys. zł, które przeznaczył na spłatę długów. Powiatowi, który zgodził się za blisko pół miliona wyremontować porodówkę dyrektor ZOZ obiecał wyposażyć blok porodowy i wyremontować sypiący się dach budynku opieki długoterminowej. - Mam związane ręce. Z jednej strony powiat zakazuje zadłużania szpitala, z drugiej - dochodzą roszczenia płacowe - ubolewał G. Hoffmann. Dyrekcja ogłosiła konkurs ofert dla lekarzy, gdy w kwietniu okazało się, że część z nich nie podpisała umów i nad szpitalem zawisły czarne chmury. Na ręce starosty trafił list, w którym dyrektor ds. medycznych wągrowieckiego szpitala ostrzegał: "istnieje zagrożenie braku opieki lekarskiej". - W mojej ocenie nie było zabezpieczenia ciągłości opieki nad pacjentami, sytuacja groziła nawet brakiem dyżurnych lekarzy - tłumaczy Jarosław Małecki, wicedyrektor szpitala. Na szczęście dyrektorowi udało się szybko przekonać medyków, aby podpisali kontrakty, z częścią z nich do końca tego roku, a z innymi nawet na przyszły rok. Słabą płynność personelu medycznego i brak młodych kadr radni powiatowi wytknęli dyrektorowi G. Hoffmannowi, którzy kontrolowali placówkę. - Staramy się o nowych lekarzy, chętnie przyjmiemy też stażystów, ale prawda jest taka, że młodzi medycy unikają prowincji, gdzie - moim zdaniem - odpowiedzialność jest większa, niż w większych szpitalach - zaznacza zastępca dyrektora, który ma nie lada problem, bo szpitalowi udało się znaleźć w ostatnich latach zaledwie jedną stażystkę! Podobnie jest ze starzejącą się kadrą pielęgniarek, która coraz głośniej domaga się podwyżek. O ile dyrekcja zapewnia, że zmiana umów o pracę dla lekarzy nie była dużym wydatkiem dla szpitala, to z średnim personelem jest duży problem, bowiem siostry domagały się tysiąca złotych podwyżki, a dotychczas dostały 250 zł. Jak duże zdziwienie musiała wywołać u członków komisji Rady Powiatu kontrola dokumentacji szpitalnego agregatu prądotwórczego, która wykazała wpis z datą wyprzedzająca kontrolę, a na domiar złego do tej pory nie przeprowadzono próbnego rozruchu. Agregat, który zapewnia dostawy prądu w razie awarii linii energetycznej, np. podczas operacji, musi być regularnie sprawdzany i nie ma prawa zabraknąć do niego paliwa. W ocenie komisji takie zagrożenie istniało. Szpital nierzetelnie prowadził ewidencję prób uruchomienia agregatu. - Powierzyłem to zadanie jednemu z pracowników i być może zabrakło nadzoru z mojej strony - tłumaczył się podczas komisji zdrowia dyrektor Hoffmann. Na wyjaśnienia przyjdzie jeszcze trochę poczekać, bo uchwałą Rady Powiatu dyrektor ma czas do końca czerwca, aby przedstawić plan poprawy działania lecznicy i usunąć znalezione przez kontrolerów uchybienia. (er)