Był artystą fotografem, a także krytykiem fotografii, redaktorem naczelnym "Kwartalnika Fotografia", kuratorem wystaw, redaktorem książek i albumów fotograficznych, animatorem fotografii w naszym mieście, a także - ostatnio - zastępcą redaktora naczelnego "Wiadomości Wrzesińskich". Miał niespełna 36 lat. Pogrzeb, który odbył się w poniedziałek, 28 lipca br., zgromadził bardzo wielu mieszkańców Wrześni z władzami samorządowymi na czele, a także reprezentantów polskiej fotografii artystycznej z całego kraju. Licznie przybyli też wrzesińscy fotografowie. Przemówienie wygłosił Zdzisław Orłowski, prezes oddziału wielkopolskiego Związku Polskich Artystów Fotografików w Poznaniu. Głos zamierzało zabrać jeszcze parę osób, w tym wyżej podpisany, ale wzruszenie nie pozwoliło. Mimo młodego wieku Ireneusz Zjeżdżałka osiągnął bardzo wiele, co zawdzięczał przede wszystkim swojemu ogromnemu zaangażowaniu, ambicji, chęci osiągnięcia sukcesu oraz ogromnej pracowitości. No i talentowi, który jest darem niebios. Był indywidualistą i perfekcjonistą, człowiekiem niepozwalającym sobie i innym nawet na odrobinę kompromisu w sprawach jakości. Wszystko, czego się imał, musiało być najwyższej próby. Kiedy w sprzedaży w Polsce pojawiły się papiery fotograficzne na polietylenie ("plastik"), którego obróbka znakomicie skracała obróbkę laboratoryjną, kosztem jednak jakości i trwałości, on nadal robił odbitki na "prawdziwym" papierze, siedząc godzinami w ciemni, susząc kopie tradycyjnie, jak sto lat temu, na szybie. Także rewolucja cyfrowa, która przyniosła jeszcze większe ułatwienia, nie uwiodła go. On pozostał wierny swoim założeniom. Także w redagowaniu "Kwartalnika Fotografia" był "arystokratą". Nie chciał iść na skróty, na łatwiznę. Tak bardzo zależało mu na jakości prezentowanych fotografii i tekstów, że czasem długo nie miał z czego złożyć numeru. Stale czekał na taki materiał, o jaki mu chodziło, żeby zawsze było "na maksa", stale ponaglał piszących, ciągle szukał interesujących nowych twarzy w fotografii. Pod jego rządami (2003-2008) "KF" bardzo się zmienił, okrzepł i stał się pismem prestiżowym, którego głównym zadaniem stała się prezentacja i promocja najciekawszych zjawisk fotograficznych Polski oraz krajów dawnego "obozu socjalistycznego". Udało mu się nawiązać bardzo bliskie i przyjacielskie stosunki z najważniejszymi kuratorami i krytykami fotografii w Rosji, Czechach, Słowacji, Bułgarii, Rumunii, Białorusi, na Ukrainie, na Węgrzech i z krajów byłej Jugosławii. Sam zresztą odwiedzał te kraje, bądź to ze swoją fotografią (wystawy indywidualne i zbiorowe), bądź też jako recenzent portfolio na festiwalach fotograficznych. W tym charakterze zaproszono go też do Houston w Teksasie na słynny Fotofest. Był docenianym fotografem. Między innymi otrzymał Medal Młodej Sztuki, Nagrodę Artystyczną Miasta Poznania, został stypendystą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, "Złotego Wrzosa" od burmistrza Wrześni. Wystawiał w znaczących galeriach naszego kraju - w warszawskiej Zachęcie, w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, w Centrum Kultury Zamek czy Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu i w wielu innych. Jego nazwisko i twórczość są odnotowane w większości almanachów młodej sztuki i fotografii polskiej. Brał udział w kilku znaczących pokazach: "Fotografia polska XX wieku" w Japonii, "Nowi dokumentaliści" oraz "Efekt czerwonych oczu" (obie ostatnie w CSW w Warszawie). Jesienią w Bolonii jego prace znajdą się na wystawie prezentującej 36 najbardziej obiecujących europejskich fotografów. Znałem artystyczne plany Eryka - przynajmniej te, które mieliśmy zrealizować wspólnie. Te, które mogę, postaram się zrealizować - w hołdzie dla Niego. Na podkreślenie zasługuje też jego "wrzesińskość", podkreślana wszędzie, także na stemplu reprodukowanym wyżej. Jego odejście to wielka strata dla naszego miasta. Na zakończenie powinienem napisać coś osobistego, bo był to mój bliski przyjaciel, nie chcę jednak popadać w sentymentalizm i patos, którego w naszych niezliczonych rozmowach i spotkaniach nigdy nie było. Eryk nie był mięczakiem i mimozą, lecz facetem z krwi i kości, dlatego zakończę to słowami, które On na pewno zrozumie: fotografia to światło, więc tam, gdzie jesteś, na pewno jest go wiele. Rozpoznaj teren i... do zobaczenia, stary druhu! Waldemar Śliwczyński