Cała Polska zastanawia się czy Bartłomiej Lindner, autor prowokującej reklamy, nie posunął się za daleko. W każdym razie Wągrowiec znów zagościł na ustach wszystkich Polaków. Fenomenem odważnego hasła reklamowego zachwycają się specjaliści od marketingu, a księża i przedstawiciele branży pogrzebowej ostro krytykują slogan. Reakcje na widok białej ciężarówki z mrożącym krew w żyłach napisem są skrajnie różne: od wybuchów śmiechu po oburzenie. Budząca emocje reklama nie jest pierwszym odważnym pomysłem wągrowieckiego biznesmena. Marketing do grobowej deski Peryferie Wągrowca. Wokół unosi się przyjemny zapach ciętego drewna. Nazwa firmy nie zdradza, że w tym miejscu produkuje się najwięcej trumien w Polsce. Na placu przed biurem stoi śnieżnobiała ciężarówka, na której plandece widnieje kontrowersyjny napis: "Lindner. Trumny, w których wyglądasz jak żywy". Kilka dni temu o makabrycznym wozie, jeżdżącym po całej Polsce, mówiły największe stacje telewizyjny i radiowe. Autorem sloganu jest syn właściciela zakładu, Bartłomiej Lindner. - Wszystko zaczęło się, gdy pewnego razu na stacji benzynowej w ręce wpadło mi czasopismo "Marketing & More", w którym omawiano reklamę w branży pogrzebowej. Autor napisał, że słowa szacunek i godność owszem są ważne, ale jak na reklamę zbyt utarte i chyba już straciły swoje znaczenie. Na końcu dodał, że jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie nim ktoś odważy się na hasło "Trumny, w których wyglądasz jak żywy". To było dla mnie jak wyzwanie - opowiada autor głośnej reklamy. Początkowo nikt z rodziny nie wierzył, że B. Lindner odważy się zrealizować pomysł. Pojawiały się pytania o efekt nowatorskiej kampanii, czy nie będzie odwrotny i zamiast zachęcić, zniechęci potencjalnych klientów. - Kto potrafi wymienić producenta trumien? Nikt! A skoro w Polsce mamy kilkudziesięciu różnych wytwórców, to dlaczego ludzie nie mają wiedzieć, że Lindner jest najlepszy. Przecież mówi się, że trumna jest niejako "uhonorowaniem" życia zmarłego - dodaje przedsiębiorca. Jednak to prowokacyjne hasło reklamowe to nie jego pierwszy pomysł. Trumienka na szczęście W wakacje do rąk setek ludzi zajmujących się branżą drzewną trafił breloczek w kształcie... malutkiej, drewnianej trumny dołączonej do branżowej gazety. - Reakcje były różne. Od głosów, że pogrążam branże do zachwytu nad odważnym pomysłem. Czasem daję breloczek klientom... żartując: proszę trumienkę na szczęście. Większość się śmieje. Tym, którzy nie są zachwyceni, polecam przypięcie jej do kluczyków od samochodu. Pomaga to w zachowaniu rozsądku na drodze i spokojniejszej jeździe - dodaje B. Lindner. Breloczek otrzymali również właściciele wągrowieckich zakładów pogrzebowych, jednak im wcale do śmiechu nie było. - Wszystko co jest związane z pogrzebem, jest sferą bardzo delikatną, potrzeba tu wiele taktu. To nie jest zabawa. Gdy umiera bliska osoba pojawiają się: ból, żal, pytania "dlaczego", a wśród nich nie ma miejsca na czarny humor - krytykuje pomysły firmy Lindner, Jolanta Bucholc, prowadząca zakład pogrzebowy w Wągrowcu. Kobiecie, która ze specyfiką usług pogrzebowych ma do czynienia na co dzień, trumienne breloczki wydały się niesmaczne, ciekawe więc jak zareaguje na kolejny pomysł firmy? Wkrótce przed siedzibą firmy ma stanąć gigantyczna reklama zakładu: ogromna drewniana atrapa trumny, którą będzie można dostrzec z daleka. Autor kontrowersyjnego sloganu już zapewnia, że przy okazji ściągnie do Wągrowca media z całego kraju. Granica smaku Reakcje ludzi z słyszących o nietypowym sloganie reklamowym były skrajnie różne. Dla jednych jest szydzeniem z trudnych chwil, z odejścia kogoś bliskiego, dla innych jest przełamaniem tabu, jakim w naszej kulturze jest śmierć. Wszyscy przy okazji zadają sobie pytanie o granicę wrażliwości i smaku. Dla wągrowieckich duchownych reklama jest po prostu niesmaczna. - Nie wiem czy to kpina, czy brak szacunku do śmierci. Trzeba mieć na uwadze, że dotyczy pożegnania osoby bliskiej, ukochanej. Tu nie ma miejsca na ironię czy humor. Mnie ta reklama kojarzy się z kpiną ze zmarłego - mówi ks. kan. Piotr Kalinowski, proboszcz parafii p.w. św. Jakuba w Wągrowcu. Innego zdania jest Wojciech Kaczmarczyk, redaktor naczelny dwumiesięcznika "Memento". - Reklama jest bez wątpienia brawurowa. Jej odbiór na pewno będzie różny, zależny od wrażliwości, smaku, poziomu wykształcenia i wielu innych czynników. Nie jest to pierwsza tak odważna reklama, a pamiętam, że producent urn z Poznania na plakatach umieścił slogan "Płacisz raz. Korzystasz całą wieczność" - wspomina dziennikarz. - Niewątpliwie reklama jest niestandardowa. Powiedziałbym, że z gatunku czarnego humoru. Czy jest sprzeczna z kodeksem etyki reklamy? Trudno powiedzieć. Najpierw musiałby się znaleźć ktoś, kto poczułby się nią obrażony. Byśmy sprawie się przyjrzeli, musiałby się znaleźć ktoś, kto złożyłby skargę na trumnę. Wcześniej jednak musiałby udowodnić, że nieboszczyk w trumnie z Wągrowca wcale nie wygląda jak żywy - puentuje Juliusz Braun z Warszawy, dyrektor generalny Związku Stowarzyszeń Rada Reklamy. BARBARA WICHER