Traktorem pojechał nad morze, na rozpoczęcie sezonu łowienia troci i łososi. Okazało się, że brak ciągnika, prawa jazdy na ten pojazd, a nawet temperatury w okolicach -10°C, nie były dla niego żadną przeszkodą. Ciągnik z Tworzymirek Pomysł z traktoriadą, jak koledzy nazwali jego szaloną wyprawę, zrodził się spontanicznie. O 6 lat Marcin Kaczmarek, zapalony wędkarz, a na co dzień właściciel firmy budowlanej, pakuje swoje manatki i w środku zimy jedzie nad pomorskie rzeki łowić trocie i łososie. Pewnego dnia podczas towarzyskiego spotkania rzucił hasło, że marzy o tym, aby wybrać się na wybrzeże traktorem. - Okazało się, że kolega jednego z kolegów ma gospodarstwo rolne. Jest właścicielem dwóch traktorów, z których jeden, starszy, ale wciąż sprawny, może mi pożyczyć. Nie pozostało nic innego jak tylko zacząć planować podróż - mówi gostynianin. Niestety, nawał obowiązków zawodowych sprawił, że zabrakło czasu na przygotowania. Po traktor Fendt Farmer 103 rocznik 1973 do Tworzymirek koło Kunowa pan Marcin pojechał dopiero w dniu planowanego wyjazdu. Nigdy wcześniej nie prowadził ciągnika, a nie mógł nawet wziąć krótkiej lekcji od właściciela, bo ten razem z żoną wyjechał akurat do Zakopanego. - Najgorsze, że ciągnik nie miał przeglądu, a jego stan pozostawiał wiele do życzenia. Wezwałem na pomoc kolegów, mechanika i elektryka - relacjonuje gostynianin. - Po kilku godzinach miałem wymagany dokument. Prawo jazdy nie było mi potrzebne, bo jeśli jedzie się bez przyczepy wystarczy zwykłe, na samochód. - Nie zdziwił mnie ten szalony pomysł. Zdążyłam się już przyzwyczaić do takich akcji. Bardziej mnie one śmieszą niż ekscytują - twierdzi Agata Kaczmarek, żona pana Marcina, która przyznaje, że do traktoriady podeszła bez entuzjazmu, ale też nie próbowała męża zatrzymywać, bo uważa, że człowiek jest szczęśliwy, gdy realizuje swoje pasje. - Mnie tata zaimponował. Od razu pochwaliłem się w szkole - mówi z kolei nastoletni Damian, który odziedziczył po ojcu miłość do wędkowania. 18 godzin za kółkiem Podróż okazała się trudniejsza niż pomysłowy gostynianin przewidywał. Na dworze panował akurat siarczysty mróz, a ponad trzydziestoletni ciągnik pozbawiony był nie tylko ogrzewania, ale nawet kabiny - miał tylko przednią szybę i dach. Na dodatek jechał zdecydowanie wolniej niż pan Marcin zaplanował. Myślał, że średnia prędkość będzie wynosić około 25 km/h. W rzeczywistości traktor wyciągał ledwo 18 kilometrów na godzinę... Za to palił naprawdę dużo: 20 l na 100 km. - Było ciężko - nie ukrywa gostynianin. - Za to spotkałem mnóstwo miłych ludzi. Pierwszy przystanek zrobiłem na jednej ze stacji benzynowych w Szamotułach. Opowiedziałem pracownikom swoją przygodę. Podgrzali mi jedzenie, ugościli i zadzwonili na stację do Trzcianki, gdzie planowałem kolejny przystanek. Wchodzę, a tam czekają na mnie jak w domu, z poczęstunkiem. Zadzwonili do kolejnej stacji, którą miałem po drodze, do Wałcza, gdzie również mnie miło przyjęto - opowiada pan Marcin. Koło Drawska Pomorskiego traktor odmówił posłuszeństwa. Pękł pasek klinowy. Na szczęście stało się to na stacji benzynowej i było do kogo zwrócić się o pomoc. - Całej sytuacji przyglądał się jakiś wyższy rangą oficer policji. Wyjął telefon i za chwilę podjechał radiowóz. Funkcjonariusze kazali mi dmuchać w balonik, robili też testy narkotykowe. Nie mogli uwierzyć, że jestem "czysty" - śmieje się Kaczmarek. Właścicielka pensjonatu, u której od lat pan Marcin wynajmuje pokój będąc nad morzem, gdy go zobaczyła długo nie mogła dojść do siebie. Najpierw w ogóle go nie poznała i gdy ujrzała stary traktor na swoim eleganckim podjeździe była oburzona. Uśmiechnęła się dopiero, gdy zobaczyła znajomą twarz. Na Kaśce do Chorwacji - Lubię ekstremalne przeżycia - wyznaje Kaczmarek. - Dla mnie życie bez przygód byłoby strasznie nudne, dlatego od czasu do czasu funduję sobie takie szalone wyprawy. Gostynianin przyznaje, że w pierwszą nietypową podróż wybrał się jako 16-latek. Motocyklem marki Romet objechał wówczas całe polskie wybrzeże. Teraz w planach ma już kolejną wyprawę. - Kupiłem stary motocykl K750, czyli tzw. Kaśkę i remontuję go w garażu. Latem zamierzam pojechać nim do Chorwacji. Sprawdzę przy tej okazji możliwości swoje i maszyny. Jeśli ktoś chciałbym mi towarzyszyć, to serdecznie zapraszam. Szukam kompana, bo to daleka trasa, a sprzęt do niezawodnych trudno zaliczyć. Samotna jazda jest więc pewnym ryzykiem - przyznaje M. Kaczmarek. MACH