Piątka młodych ludzi wypłynęła na jezioro wypożyczonym jachtem, który wywrócił się na bok, najprawdopodobniej w wyniku silnego podmuchu wiatru. Wejście do kabiny znajdowało się około metra pod wodą. Zostały tam dwie osoby. Troje pozostałych wydostało się na zewnątrz. Uratował ich przepływający inny jacht. Według wezwanych na pomoc słupeckich strażaków, postawienie jachtu okazało się niemożliwe. - Wówczas ratownicy podjęli decyzję o podholowaniu jachtu do brzegu jeziora. Po kilkunastu minutach łódź znalazła się na płyciźnie. Uwięzione w kabinie osoby wydobyto po wycięciu otworu w burcie. Podjęta natychmiast akcja ratownicza nie przyniosła efektu. Ofiary to 24-letnia mieszkanka Turku i 32-letni mieszkaniec Piły - podała straż. W prasie pojawiły się opinie, że decyzja o holowaniu łodzi przyczyniła się do śmierci uwięzionych w niej ludzi. - Prokuratura bada, czy do wypadku nie przyczynił się stan techniczny łodzi. Sprawdzona zostanie prawidłowość przebiegu akcji ratowniczej strażaków. Konieczne jest także zbadanie, czy sternik posiadał uprawnienia - powiedziała Ciesiołkiewicz-Kubiak. Wielkopolski komendant wojewódzki straży polecił gruntowne zbadanie przebiegu zdarzenia. - Komendant nakazał opracowanie analizy, w której wszystkie fakty zostaną sprawdzone. M.in. zostaną odsłuchane nagrania z rejestratorów rozmów. Na razie, bazując jedynie na szczątkowych informacjach, trudno jest jednoznacznie wydać opinię - powiedział rzecznik wielkopolskiej PSP, Sławomir Brandt. Jak podkreślił, prowadzący akcję ratowniczą mieli doświadczenie w ratowaniu osób z Jeziora Powidzkiego. - Ratownicy ci każdego roku podejmują ponad 10 akcji ratowniczych na tym jeziorze - zaznaczył rzecznik.