Świętą księgę pomiędzy stropową belką, a dachówką znalazł 30 lat temu podczas rutynowego przeglądu Zenon Suchorski, wówczas wicedyrektor LO. Mocno uszkodzony zwój przeleżał do czasów obecnych na zapleczu szkolnej Izby Tradycji. Dopiero od dwóch lat wiadomo na pewno, że to Tora. Identyfikacji dokonał Czesław Pardela, wrzesiński wyznawca judaizmu. Wciąż jednak nie wiadomo, skąd święta księga wzięła się na strychu. Baruch Szejnerman z poznańskiej Izraelickiej Gminy Wyznaniowej wierzy, że Tora pochodzi ze zniszczonej przez Niemców synagogi. "Rabinem ostatnim we Wrześni był rebe o nazwisku Szynkałowski. Po wejściu najeźdźców faszystowskich został wywieziony z miasta wraz z rodziną. Przypuszczam, że rebe został uprzedzony przez kogoś o wywózce i tuż przed tym udało mu się oddać Torę Polakowi zaprzyjaźnionemu na przechowanie. Rebe Szynkałowski, jak i wszyscy Żydzi wrzesińscy, miał nadzieję powrócić i odebrać Torę od znanego mu człowieka. Niestety, tak się nie stało - Szynkałowski nie przeżył wojny, nie przeżyła też jego rodzina, ani żaden Żyd wrzesiński" - napisał niedawno na internetowej stronie wspólnoty B. Szejnerman, który nie chce aby Tora pozostała we Wrześni, m.in. ze względu na tablicę upamiętniającą kamienną postać Żyda na rynku. "Jeżeli można deptać po Żydzie to czemu nie można by też było deptać po Torze żydowskiej?" - pyta retorycznie. Za pozostawieniem Tory we Wrześni optuje jednak dyrektor muzeum Sebastian Mazurkiewicz, który przypuszcza, że był to "podręcznik" do nauki religii mojżeszowej, prowadzonej w LO w latach 20. Natomiast sam znalazca woli Żydom oddać, co żydowskie. DAI