W ubiegły czwartek funkcjonariusze próbowali zatrzymać samochód, którym jechało dwóch młodych chłopaków. Policjanci przekonani, że jedzie nim groźny przestępca, użyli broni. Kolega Dawida zginął. Wersja Dawida potwierdza relacje świadka, którą usłyszeliśmy w czwartek - policjanci jednym samochodem zajechali roverowi drogę z przodu, drugim z tyłu. - W tym momencie był szok. Nie było żadnych sygnałów, żadnej odznaki. Nic, tylko pistolety i "Stać!". Jakby było coś takiego, to byśmy się zatrzymali. Chociaż kogut na dachu, byłoby wiadomo o co chodzi, ale to wyglądało jak napad, a nie jak zatrzymanie przez policję - powiedział reporterowi RMF Adamowi Górczewskiemu 19-letni Dawid. Dlatego też - mówi chłopak - chcieli uciec. Najpierw cofnęli, by zrobić miejsce do wyjazdu, potem ruszyli do przodu. I wtedy padły strzały. Dawid został ciężko ranny, Łukasz, który prowadził samochód, zginął od kul. Wersja policjantów biorących udział w akcji jest inna. Twierdzą oni, że się wylegitymowali. Od piątku czwórka funkcjonariuszy jest przesłuchiwana przez prokuratorów. Możliwe, że już jutro będzie wiadomo, czy ich zeznania są wiarygodne, czy też policjanci staną się w tej sprawie oskarżonymi.