Do napadu miało dojść w minioną sobotę około godziny 19.30, gdy proboszcz opuszczał świątynię. Właśnie wtedy miał zostać uderzony w głowę - informuje "Polska. Głos Wielkopolski". - Dostałem z przodu. Upadłem i straciłem przytomność - relacjonuje przebieg zdarzeń poszkodowany. - Mam ślady po kopnięciu na podbródku, więc z tego, co potem mi mówiono, musiałem być kopany, aż wybito mi zęby - podkreśla w rozmowie z gazetą. Kapłan twierdzi, że nie mógł zobaczyć twarzy napastników, ponieważ było już ciemno, ale wie na pewno, że były to dwie osoby. Z relacji, którą przedstawił funkcjonariuszom wynika, że leżał pod kościołem około 15 minut, ale na szczęście, mimo obrażeń, udało mu się dojść o własnych siłach na plebanię i stamtąd powiadomić telefonicznie o całym zajściu policję. Zdaniem proboszcza, wszystko wskazuje na to, że nie stał się ofiarą napadu rabunkowego, ponieważ z kościoła nic nie skradziono. - To był atak personalny - twierdzi poszkodowany, który spędził w szpitalu w Słupcy trzy dni, gdzie założono mu kilka szwów i zrobiono niezbędne badania. Motywy działania ani tożsamość sprawców nadal nie są znane. Sam poszkodowany wskazuje, że może mieć to związek z jego działalnością naukową dotyczącą badań nad kultem Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski - informuje gazeta. Okoliczności incydentu bada już policja, która ma jednak wątpliwości co do tego, czy zdarzenie rzeczywiście można określić mianem napadu. Zwłaszcza, że nadal nie ustalono, co faktycznie stało się feralnego dnia przed kościołem. - Kontakt z proboszczem był utrudniony, a jego wypowiedzi nie były spójne. Możemy to położyć na karb zdenerwowania tym, co się stało. Ksiądz na pewno był trzeźwy - informuje w rozmowie z gazetą Marlena Kukawka, rzecznik Komendy Powiatowej w Słupcy. - Dużo wskazuje na to, że mógł to być nieszczęśliwy wypadek - dodaje rzeczniczka. Nie chce jednak zdradzić - jak podkreśla gazeta - czy w okolicy kościoła zabezpieczone zostały ślady ewentualnych napastników. Parafianie są bardzo oburzeni i zaniepokojeni. Do dziś przy świątyni można dostrzec ślady krwi księdza. - W głowie się nie mieści, jak można popełnić takie świętokradztwo - podkreślają parafianie. Proboszcz deklaruje, że incydent jest dowodem na to, że nie należy wychodzić z kościoła samemu po zmroku.