Na temat tragedii krąży już wiele plotek, pojawiają się też sprzeczne informacje. Sporo osób stara się dociec: to było samobójstwo czy nieszczęśliwy wypadek? Pod kołami pociągu zginęli 14-letni Mariusz K. oraz 17-letni Mateusz M. Według informacji zebranych przez "Panoramę Leszczyńską" popołudnie 25. grudnia mogło wyglądać następująco. Koło godz. 15 grupka 5-6 nastolatków w wieku 14-17 lat ruszyła piechotą z Jabłonnej na rynek do Rydzyny, do miejscowego baru. Pokonali około 10 km. Lokal prowadzi matka dziewczyny Mariusza. Jedna z wersji pozwala przypuszczać, że chłopcy pili alkohol. Jeden z nastolatków, z którym udało się porozmawiać w sobotę dziennikarce, mając dziwne przeczucie zrobił w barze zdjęcie Mateuszowi. Jest niewyraźne, ale da się rozpoznać twarz chłopaka. W którymś momencie14-latek ponoć posprzeczał się z dziewczyną i wybiegł z lokalu. Miał mówić kolegom, by pożegnali od niego rodziców. Za nim miał wybiec 17-letni Mateusz, potem reszta chłopaków. - Córka widziała, jak dwóch chłopaków wieczorem szło torami od przejazdu w stronę Rawicza. Kładli się na torach, robili sobie zdjęcia telefonem komórkowym - mówi "Panoramie Leszczyńskiej" kolejarz z Kaczkowa. - Potem usłyszała dźwięk pociągu. Według innej wersji 14-latek wcale nie posprzeczał się z dziewczyną. Ponoć cała grupa wracała razem z lokalu do Jabłonnej. Mariusz i Mateusz szli z tyłu, oddzielili się bez powodu. Nagle chłopcy usłyszeli ostre hamowanie pociągu. Gdy podbiegli, było już po wszystkim. - Jeszcze w wigilie spotkaliśmy się u dziadków na opłatku. Mateusz był wesoły, gadatliwy jak zwykle - mówi nam Marek Matuszewski, wuj chłopaka.- Jego matka nie mogła uwierzyć, dopóki nie zobaczyła ciała. - Według mnie to był nieszczęśliwy wypadek. Gdzie dwóch chłopaków popełniłoby samobójstwo? - nie wierzy stolarz z Rydzyny, były nauczyciel zawodu Mateusza. Policja przesłuchała już większość świadków.