Sykulski: Wierzymy w cudowną moc muzyki
Wierzymy w cudowną moc muzyki, która przemienia również duszę dziecka. Mamy nadzieję, że kiedy ludzie usłyszą, jak pięknie śpiewa poznański chór chłopięcy, zapomną o tym - tak o doniesieniach dotyczących b. dyrygenta poznańskiego chóru mówi jego obecny szef Jacek Sykulski.
Tomasz Skory: Proszę powiedzieć, jaka jest atmosfera w chórze po tych ponurych informacjach dotyczących przeszłości, z ostatniego tygodnia?
Jacek Sykulski: To zależy, jak na to spojrzeć, bo jeżeli spojrzeć z punktu widzenia chłopców, z którymi współpracujemy na co dzień, to wydaje się, że zachowali swoją pogodę ducha. My wraz z panią Agatą Steczkowską na ostatniej próbie staraliśmy się z nimi rozmawiać. Przygotowaliśmy się do tej rozmowy bardzo poważnie. Mówiliśmy, że jesteśmy z nimi, że nie mają się czego obawiać, że to są sprawy dorosłych. My jesteśmy od rozwiązywania tych spraw i że mogą ich teraz różnie przezywać. Dzieci potraktowały to żartobliwie, z uśmiechem, mówiąc "Proszę pana, przezywają nas od wielu lat, zdążyliśmy się przyzwyczaić". Tak że z tego punktu widzenia wydaje się, że radzą sobie z tym. Niemniej jednak dusza dziecka jest niezgłębiona i w zasadzie trudno powiedzieć, co tak naprawdę jest w nich w środku. Pewnie bardziej zaniepokojeni od dzieci są ich rodzice, z którymi też spotkaliśmy się, z którymi też wymieniliśmy nasze poglądy na ten temat. Oni również wyrazili swoje obawy.
Tomasz Skory: To spotkanie z rodzicami było w poniedziałek. Trwało 2 godziny. Można sobie wyobrażać, że był to szereg - z pana strony - kojących, takich uspokajających zapewnień. Natomiast czy ze strony rodziców dało się odczuć zaniepokojenie, czy wręcz sprzeciw wobec pozostawania dzieciaków w chórze?
Jacek Sykulski: Żadnego sprzeciwu nie było, nie było paniki. Rodzice starali się bardzo rzeczowo podejść do tej sprawy. Myśmy ich poinformowali o możliwości kontaktu z odpowiednimi służbami medycznymi, które mogą być odpowiedzialne za dokonanie badań. Rodzice to przyjęli do wiadomości, ale generalnie cały ten szum wokół tej sytuacji spowodował te wielkie niepokoje wśród nich...
Tomasz Skory: Ale czy nazwałby to pan paniką, doniesienie o tym, że dyrygent Wojciech K., pański poprzednik, może być zarażony wirusem HIV? Nie wywołały takich reakcji?
Jacek Sykulski: Mogę powiedzieć, że nie ma sytuacji panicznej. Rodzice na pewno z pewnym niepokojem się temu przyglądają, ale zachowują się nad wyraz mężnie i dzielnie.
Tomasz Skory: Ma pan za złe dziennikarzom, że opublikowali te informacje? Bo to dość sporna sprawa, kontrowersyjna. Ludzie się różnią bardzo i to ogniście czasami na ten temat.
Jacek Sykulski: Zostawiam to filozofom. Ja jestem z zawodu artystą, chociaż czasami coraz bardziej spełniam funkcje terapeutyczne w zespole. My ustosunkowujemy się do tego, co zastaliśmy, jesteśmy na posterunku. Wszyscy państwo dyskutują, a my staramy się coś z tym zrobić.
Tomasz Skory: W materiałach na wczorajszą konferencję prasową można przeczytać: "priorytetem działań instytucji - na obecnym etapie - jest wszechstronna pomoc dzieciom z byłych Polskich Słowików". Kiedy się według pana skończy ten "obecny etap"?
Jacek Sykulski: Najlepszym lekarzem jest czas i nie przeskoczymy go. Musimy się uzbroić w cierpliwość, będziemy starali się z panią Agatą Steczkowską, żeby dzieci przede wszystkim pięknie śpiewały, bo wierzymy również w cudowną moc muzyki, która przemienia każdego człowieka, przemienia również duszę dziecka i mamy nadzieję, że po jakimś czasie, kiedy ludzie usłyszą, jak pięknie śpiewa poznański chór chłopięcy, w jakimś sensie zapomną o tym.
Tomasz Skory: Czy pan jako dyrektor - następca Wojciecha K. - spotyka się z jakimiś objawami niechęci, kiedy ludzie się dowiadują, że pan prowadzi tę działalność?
Jacek Sykulski: Muszę powiedzieć, że nie. Spotykam się z dużą życzliwością ludzi. Co najbardziej mnie uderzyło w sensie pozytywnym, to było właśnie nasze ostatnie spotkanie z rodzicami, kiedy powiedzieli nam, że są bardzo dumni, że to właśnie my zajmujemy się teraz ich dziećmi. Widzą zmiany w ich sercach, zmiany w ich zachowaniu. Mówią, że są to zupełnie inne dzieci. To jest dla nas najbardziej pocieszające i w tym trudnym czasie rokujące na przyszłość.
Tomasz Skory: Czy to dlatego, z powodu takich opinii rodziców pan to robi? Bo ktoś by mógł zadać to najoczywistsze pytanie: czemu podejmuje się pan odbudowania od fundamentów, czegoś, co na wiele lat w pamięci Polaków pozostanie obciążone tą przykrą sprawą?
Jacek Sykulski: To nie była dla mnie łatwa decyzja. Wahałem się około 2 miesięcy. Pan prezydent zaproponował moją kandydaturę, ale cały czas nie mogłem znaleźć jakiejś motywacji w sobie, żeby się tego podjąć. Potem się zastanowiłem, że jestem absolwentem tej szkoły, źle by było gdyby nagle to wszystko przestało istnieć. Gdyby przestał istnieć chór, przestałaby istnieć szkoła, która została stworzona dla tego chóru. W związku z tym podjąłem się. Można powiedzieć, że to jest szaleńcza misja, bo w zasadzie nie zrobiłem tego dla kariery artystycznej tylko dla ratowania czegoś. Wiedziałem, że podejmuję się czegoś, co po ludzku jest bardzo trudne.
Tomasz Skory: Dziękuję za rozmowę.