Musiałam bawić się w kartografa i rysować mapki. Nie znają też polskiego hydraulika czy pielęgniarki. Za to żartują z bliźniaków Kaczyńskich i szanują Kapuścińskiego (zawsze mówią "Kapućyński"). Jednak Derek przebija wszystkich. Wystarczy wpisać w Google "Darek Hiszpania", żeby dowiedzieć się, kim jest ów tajemniczy mężczyzna: anonimowy w swojej ojczyźnie, a święcący triumfy na Półwyspie Iberyjskim. Gdyby w Hiszpanii zrobić konkurs na najpopularniejszego Polaka, to nawet Jan Paweł II by z nim nie wygrał. Derek (lub Darius) to tak naprawdę Darek z Malborka - były striptizer, obecnie model. Osiągnął sławę dzięki ekspartnerce Anie Obregon - aktorce i prezenterce, mniej więcej o 25 lat starszej od Derka (nikt do końca nie zna jego wieku), dobrze zakonserwowanej, znanej z licznych romansów i... operacji plastycznych. Przez ostatnie pół roku w kolorowych gazetach i plotkarskich programach telewizyjnych mówiło się tylko o nich. Właśnie w czasie ogromnej popularności Derka rozpoczęłam studia w Hiszpanii. Luźni Hiszpanie Już nie byłam anonimowa na uniwersytecie. Beata z Polski to po prostu krajanka Derka striptizera-modela. I może kogoś to dziwić, że nawet na wyższej uczelni mówi się tylko o nim, ale właśnie tacy są Hiszpanie - żyją ploteczkami. Wystarczy włączyć telewizor, by się o tym przekonać. Romanse i rozwody w rodzinie królewskiej są sensacjami dnia i pierwszymi wiadomościami w programach informacyjnych. Prócz ploteczek ważne dla Hiszpana są imprezki, ale tylko w weekendy, bo w ciągu tygodnia głównie pracuje. Wszystko za sprawą sjesty. Mniej więcej od godziny 14.00 do 17.00 ludzie mają przerwę w pracy. Wówczas miasto pustoszeje: jedni drzemią w domach, inni jedzą obiad w barach. Wszystkie banki, urzędy czy sklepy są pozamykane. Człowiek niczego nie załatwi. Późnym popołudniem miasto znowu tętni życiem (i zamiera nad ranem) - sklepy są otwarte (do 21.00), ludzie wychodzą z domów. Choć Hiszpanie pracują dużo, nie odczytasz z ich twarzy zmęczenia, zdenerwowania, stresu. Weekendowe spotkania rekompensują wszystko. Przez pół roku mojego pobytu w Hiszpanii nie spotkałam osoby, która byłaby dla mnie niemiła. Oni są zdecydowanie pozytywnie nastawieni do świata i ludzi. Uśmiechają się dużo, są mili dla siebie, pełni energii i entuzjazmu, i prawie każdy z każdym się całuje (pamiętaj - dwa razy w policzek, nie trzy!). Myślę, że to przede wszystkim kwestia pogody - gdybyśmy w Polsce mieli również 340 dni słonecznych, to nikt na nikogo by nie warczał.