W środę straż miejska w asyście policji oraz lekarza weterynarii zabrała Stanisławowi S. z Psar Małych najbardziej poszkodowanego konia. - Ten pan posiadał pięć koni i zupełnie nad nimi nie panował. Wiązał je pętami ze sznurów, by zwierzęta nie uciekały z pobliskiej łąki - tłumaczy Morawski. Straż miejska prowadziła postępowanie w sprawie dręczonych koni od kilku miesięcy. - Mieliśmy sygnały od mieszkańców wsi, którym po prostu było żal zarówno zwierząt, jak i właściciela, który nie był w stanie ich upilnować - mówi komendant. - Rozmowy z właścicielem koni, starszym i niedołężnym mężczyzną, niestety nie skutkowały. Dlatego, jak dodaje Morawski, jeden z koni został zabrany. - Mariusz Zając z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii orzekł, że dalsze pętanie jednego z koni grozi kalectwem. Poinformowaliśmy o sytuacji burmistrza, który wydał decyzję o czasowym odebraniu konia właścicielowi - informuje. Właściciel konia nie protestował. Już wcześniej przyznał, że nie może przenieść koni do pobliskiej stodoły, bo nie ma ani słomy, ani siana, nie stać go też na zakup paszy. - Początkowo rodzina zgłaszała sprzeciw, ale obyło się bez większych kłopotów. Jedynym problemem było odszukanie wszystkich koni, które zawędrowały aż pod pobliskie Psary Polskie. Pomocą w przewiezieniu konia i jego przechowaniem w stajni zajęło się gospodarstwo agroturystyczne "Na skraju lasu" w Nowym Folwarku. - To jest czasowe odebranie - podkreśla Morawski. - Mam nadzieję, że teraz Pan S. opamięta się i zacznie lepiej traktować zwierzęta - dodaje strażnik. Jak dodał komendant straży miejskiej, zgłosiło się już kilka firm gotowych zaoferować pomoc w utrzymaniu koni. - Być może wybudują jakiś okólnik, aby konie się nie rozbiegały i wspomogą pana S. w inny sposób - przewiduje na koniec Morawski. Straż miejska skierowała sprawę do sądu. Musiała. Tomasz Małecki