Czeka go jeszcze operacja barku, muszą się też zagoić rany. Nam opowiedział, co robił przez 5 dni w górach, bez jedzenia i picia. Marcin ma nogę w gipsie, a rękę na temblaku. Lekarze nie zdecydowali jeszcze, czy konieczna będzie operacja barku. Chłopak ma też sporo ran na całym ciele, ale czuje się już dobrze, wraca mu humor i plany na kolejną wyprawę. - W czasie tych pięciu dni samotnych dni w górach najbardziej bałem się niedźwiedzi. Ale cały czas miałem nadzieję, że znajdę wreszcie ludzi i szpital - opowiada portalowi PL Marcin Magnus Student zapewnił, że był dobrze przygotowany do swojej wyprawy stopem do Turcji, przez góry i kilka krajów. Na bieżąco sprawdzał prognozę pogody, a przed wejściem w rumuńskie góry rozmawiał z osobą, która wielokrotnie tam chodziła. Wiedział, że po drodze nie spotka żadnego schroniska oraz to, że w górach jest śnieg i lód. Miał też wszystkie potrzebne ubezpieczenia. - Zgubił mnie jeden nierozważny krok, dlatego spadłem ze szczytu. Gdybym był wtedy bardziej skoncentrowany, bez problemu zszedłbym bez raków i czekana - tłumaczy Marcin. Nie żałuje swojej wyprawy. Mimo nieszczęśliwego wypadku zwiedził kilka krajów, nawiązał znajomości, sprawdził się w trudnych warunkach. Mimo, że nie dotarł do celu, czyli do Turcji, ma sporo dobrych wspomnień i doświadczeń. Zapewnia, że za rok lub dwa ruszy na podobną wyprawę. Bo przekonał się, że to dobry sposób na podróżowanie. Przypomnijmy: Marcin wyruszył w podróż do Turcji 5 października. Znalazł sponsorów na sprzęt turystyczny (m. in. Urząd Miasta Leszna kupił mu namiot), miał profesjonalny plan wyprawy. W niedzielę, 16 września, spadł z najwyższego szczytu Rumunii - Moldoveanu (2544 m n. p. m.). Odnalazł się w piątek, 21 września. Mimo osłabienia i ran sam znalazł ludzi, którzy udzieli mu pomocy. (maks)