Wydarzenia z tej sprawy dotyczą okresu od maja do czerwca 2009 r. Ponieważ minęły już trzy lata od tej daty, zapadłe pół roku temu w Poznaniu orzeczenie dyscyplinarne o naganie musiało zostać w środę umorzone z powodu przedawnienia. W mocy pozostało zaś rozstrzygnięcie co do stwierdzenia winy za przewinienie dyscyplinarne, polegające na uchybieniu godności sędziego. Rzecznik dyscyplinarny i sąd ustalili, że Marian S., jako szef wydziału ds. ksiąg wieczystych Sądu Rejonowego w Gnieźnie, w czerwcu 2009 r. nadał bieg - wysyłając do sądu wyższej instancji - skardze apelacyjnej w pewnej sprawie, sporządzonej przez jego syna - adwokata. Jak się okazało, miesiąc wcześniej sędzia S. wydał zarządzenie o sporządzeniu synowi-adwokatowi odpisu wyroku sprzed 60 lat, dotyczącego pewnej księgi wieczystej, a innym razem podpisał sądowe zaświadczenie o stanie prawnym pewnej działki. Zaświadczenie to też trafiło do syna-adwokata, mimo że nie składał on nawet formalnego wniosku o wydanie takiego zaświadczenia. Sprawa wyszła na jaw, bo prezesa sądu zawiadomił prezydent Gniezna, który zauważył zainteresowanie pewnymi nieruchomościami w mieście. W efekcie sprawdzano wszystko pod kątem naruszenia przepisów, ale nie dopatrzono się ich naruszenia. Okazało się jednak, że wnioskami syna-adwokata zajmował się ojciec-sędzia. Sąd dyscyplinarny zajmował się tą sprawą po raz pierwszy w 2011 r. Wtedy po raz pierwszy orzekł karę nagany. W procesie obwiniony sędzia zapewniał, że nie wykonywał żadnych czynności procesowych w sprawach z udziałem jego syna, a to co zrobił - było zwykłymi działaniami administracyjnymi, bez wpływu na istotę sprawy. Jeszcze w 2011 r. Sąd Najwyższy w wyniku odwołania obrony uchylił wyrok i nakazał ponowne rozpoznanie sprawy. SN zalecał, aby ustalić, czy doszło do rażącego naruszenia prawa przez sędziego, czy też jego postępowanie można ocenić jako rażące naruszenie prawa. W kwietniu tego roku sąd dyscyplinarny po raz drugi wymierzył sędziemu Marianowi S. karę nagany i uznał, że nie można sędziemu zarzucić naruszenia prawa, lecz złamanie zasad etyki sędziowskiej skutkujące uchybieniem w ten sposób godności urzędu sędziego. Także tym razem sędzia S. odwołał się do Sądu Najwyższego, który rozpoznał jego sprawę w środę. Obrońcy obwinionego wnosili o oczyszczenie ich klienta z dyscyplinarnego zarzutu. Wskazywali też na przedawnienie. Tę okoliczność, skutkującą uchyleniem orzeczenia o naganie, dostrzegł też rzecznik dyscyplinarny poznańskiego okręgu sądowego, Jarema Sawiński. - Sędzia powinien wyłączać się ze spraw, w których występuje jego syn. Mógł czynności podejmować referendarz, mógł inny sędzia - ale na pewno nie powinien tego robić ojciec - mówił zarazem Sawiński, wnosząc o utrzymanie w mocy stwierdzenia o winie sędziego z Gniezna. Sąd Najwyższy przyznał rację rzecznikowi dyscyplinarnemu. Orzeczenie o karze nagany musiało zostać uchylone, w mocy pozostało jednak stwierdzenie, że doszło do uchybienia godności sędziego. - Nawet gdyby uznać, że w tych sprawach sędzia nie miał obowiązku wyłączyć się z ich załatwienia, to przynajmniej powinien powstrzymać się od wykonywania jakichkolwiek w nich czynności - mówił w ustnym uzasadnieniu sędzia SN Jerzy Steckiewicz. Sędzia M. pozostaje w gnieźnieńskim sądzie. Niedługo przejdzie w stan spoczynku z uwagi na wiek - powiedział sędzia Sawiński. Jak podkreślił, jest usatysfakcjonowany uznaniem przez SN, że doszło do przewinienia dyscyplinarnego. - Kwestia kary jest tu wtórna - dodał.