Dorota Rabczewska (Doda) poczuła się obrażona tekstem piosenki "Podobne przypadki" zespołu Grupa Operacyjna. W tekście utworu Doda nazywana jest "blacharą", "żywym banerem", "blond billboardem" i osobą, która "rży jak ogier". Piosenkarkę uraził też wpis na stronie internetowej zielonogórskiego zespołu dotyczący jej rozwodu. We wrześniu 2007 r. skierowała do sądu pozew przeciwko Mieszkowi Sibilskiemu, liderowi Grupy Operacyjnej. W I instancji Sąd Okręgowy w Zielonej Górze odrzucił pozew artystki uznając, że jako osoba publiczna Rabczewska musi się liczyć z tym, że będzie obserwowana i oceniana, a jej sfera prywatności jest mniejsza niż osób, które nie są publicznie znane. Jednak w II instancji Sąd Apelacyjny w Poznaniu nakazał Sibilskiemu przeproszenie Dody. Zgodnie z wyrokiem musiał on zamieścić przeprosiny na stronie internetowej zespołu i w portalu Onet.pl. Nakazano mu też usunięcie ze swojej strony linku do piosenki obrażającej piosenkarkę. Pełnomocniczka Sibilskiego, powołując się na dane uzyskane z Onet.pl, powiedziała w środę przed Sądem Najwyższym, że za opublikowanie przeprosin w formie nakazanej przez SA w Poznaniu ("wyskakujące" przez siedem dni okienko w rozmiarze 90 na 60 mm) Sibilski musiałby zapłacić 32 mln zł. SN orzekł, że sąd apelacyjny powinien ponownie rozpatrzyć sprawę. Według SN sąd II instancji m.in. nie mógł uznać, że naruszono godność Rabczewskiej, skoro ona sama w pozwie domagała się ochrony innych dóbr osobistych - dobrego imienia oraz prawa do prywatności. W dodatku - wskazał w środę SN - doszło do rozbieżności między treścią orzeczenia SA a jego uzasadnieniem. - Szczegółowa analiza uzasadnienia prowadzi do wniosku, że SA raz używa zamiennie określeń godność osobista i dobre imię, innym razem używa tych sformułowań obok siebie. Z tej przyczyny nie ma pewności, jak SA rozumiał te pojęcia. Według orzecznictwa nie są one tożsame - powiedział w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Dariusz Dończyk. Prawidłowe rozpoznanie, jakie dobro osobiste zostało naruszone, ma też według SN znaczenie przy określaniu przez sąd prawidłowego sposobu usunięcia skutków naruszenia tego dobra. Jeżeli naruszono godność człowieka - mówił sędzia Dończyk - zazwyczaj wystarczy złożenie pokrzywdzonemu odpowiedniego oświadczenia. Jak dodał, inna sytuacja zachodzi, gdy przedmiotem ochrony jest dobre imię - wtedy należy przeprosić publicznie. Zatem według SN sąd apelacyjny nakazał Sibilskiemu złożenie przeprosin w nieodpowiedniej formie. Ponadto SA w Poznaniu, określając w milimetrach rozmiar ramki w portalu Onet.pl, nie wziął też pod uwagę koniecznych wymogów technicznych. SN przyznał natomiast, że sąd II instancji słusznie uznał, że wolność artystyczna ma swoje granice, a utwór mający cechy satyry nie może naruszać pewnej granicy określonej zwyczajami i zasadami przyzwoitości i dobrego smaku. Zwrócił też uwagę, że sąd może wziąć pod uwagę wysokie koszty związane z publikacją oświadczenia żądanego w pozwie. Jednakże - dowodził SN - jest to okoliczność, która powinna być podnoszona przez pozwanego przed sądem powszechnym, a nie kasacyjnym. Po ogłoszeniu wyroku pełnomocniczka Dody (nie było jej w SN) mec. Anna Lesiak powiedziała, że jej klientce najbardziej zależy na tym, żeby została przeproszona przez Sibilskiego w taki sposób, aby to dotarło do podobnego grona odbiorców, co piosenka i wpis na stronie zespołu. Sibilski natomiast podkreślał, że nie czuje się winny. - Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę - powiedział o Dodzie. Proces z Sibilskim nie jest jedyną sprawą sądową, w jaką zaangażowana jest w ostatnim czasie Rabczewska. W marcu 2010 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie prawomocnie nakazał wydawcy dziennika "Fakt" przeprosić piosenkarkę i zapłacić jej 30 tys. zł za artykuł z 2005 r. z "obraźliwymi i kłamliwymi informacjami" na jej temat. "Fakt" pisał, że związek Dody i Radosława Majdana rozpada się; że zwracają się do siebie obraźliwie, że wzajemnie podejrzewają się o zdradę, że sprzedają filmiki ze scenami intymnymi ze swym udziałem, a "Doda handluje swymi wdziękami" i zachowuje się jak kobieta lekkich obyczajów. Ponadto Doda uzyskała w Sądzie Apelacyjnym w Warszawie prawomocny nakaz przeprosin od wydawcy "Super Expressu" za podanie nieprawdy, jakoby pojawiła się na jednej z branżowych imprez bez majtek (oddalono żądanie zadośćuczynienia). Jednak w lipcu 2010 r. wydawca "SE" pozwał Dodę i jej b. menedżerkę. Tabloid chce przeprosin na jej stronach internetowych, w "SE" i w "Fakcie" oraz wpłaty 50 tys. zł na cel społeczny za "niezgodne z prawdą oskarżenie o przerobienie za pomocą fotomontażu jej wizerunku". Rabczewska w trakcie poprzedniego procesu z "SE" twierdziła bowiem, że podczas imprezy miała na sobie bieliznę, ale "wycięto" ją ze zdjęcia komputerowo. Redakcja replikowała, że agencja fotograficzna, od której kupiono zdjęcia, zapewniała, iż obróbki nie było. Doda jest też oskarżana przez prokuraturę o obrazę uczuć religijnych za określenie autorów Biblii mianem "naprutych winem i palących jakieś zioła". Sprawa toczy się przed Sądem Rejonowym Warszawa-Mokotów. W sierpniu 2010 r. odrzucił on wniosek obrońcy Rabczewskiej o umorzenie sprawy. Dwa odrębne zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Dodę złożyli przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami Ryszard Nowak oraz senator PiS Stanisław Kogut.