Radny poprosił burmistrza Macieja Bratborskiego o interwencję w tej sprawie. - Chodzi mi dokładnie o dwie świniarnie pana Mroza. Znajdują się one blisko parku. Tam są dwie szkoły, tam mieszkają ludzie - tłumaczył podczas sesji. - Unoszą się na tym terenie bardzo brzydkie zapachy. To przeszkadza ludziom. Może udałoby się przekonać pana Mroza, by usunął te świniarnie? Myślę, że w tak dużym zakładzie 200 sztuk świń mniej nie zrobi wielkiej różnicy. Dodał, że mieszkańcy Borzęciczek wielokrotnie zgłaszali mu problem. Jak relacjonuje radny, burmistrz obiecał podjąć negocjacje w tej sprawie z lokalnym przedsiębiorcą. Leszek Chojnicki twierdzi, że niejeden raz sam próbował interweniować u Wojciecha Mroza. - Nie przyniosło to żadnych efektów. Muszę jednak powiedzieć, że pan Mróz robi dużo dobrego dla wsi. Daje zatrudnienie wielu ludziom. Cuchnie, ale gdzie indziej Na terenie wskazanym przez radnego stoi Zespół Szkolno-Przedszkolny, Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy oraz wiele budynków mieszkalnych. Jest to zachodnia część wsi. Okazuje się jednak, że nie cuchnie tam tak bardzo, jak twierdzi L. Chojnicki, a już na pewno nie tak często. Zdaniem mieszkańców, średnio trzy razy w miesiącu zdarza się, że ze świniarni rozchodzi się odór.- Wtedy rzeczywiście trzeba zamykać okna - relacjonuje pani Ala, mieszkanka Borzęciczek. - Jednak zazwyczaj nie ma tego problemu - mówi. Podobną opinię wyraża Aneta Olbińska, pracująca w Zespole Szkolno-Przedszkolnym. - Są takie dni, kiedy zapach jest dość męczący. Ale przecież jest to wieś i trzeba nauczyć się z tym żyć. Zresztą, park tłumi brzydkie zapachy, więc do nas dochodzi tylko delikatny odór. Gorzej z ludźmi, którzy mieszkają bliżej zakładu. Okazało się więc, że w Borzęciczkach rzeczywiście śmierdzi, tyle że po drugiej, wschodniej stronie wsi. Fetor dobiegający z hodowli świń dokucza w szczególności mieszkańcom bloków położonych po przeciwnej stronie ulicy oraz budynków, które stoją wzdłuż drogi. - Bardzo nieładnie pachnie - mówi Mateusz z Borzęciczek. Na pytanie, jak często brzydki zapach jest wyczuwalny, chłopak odpowiada, że bez przerwy. - No przecież w weekendy smród sobie wolnego nie robi - dodaje. Biogazownia rozwiązaniem? Sołtys wsi Bogdan Wojtaszyk przyznaje, że fetor dokucza wielu mieszkańcom. - Zwrócili się do mnie z tą sprawą na ostatnich wyborach sołtysa - mówi. - Jakieś pół roku temu interweniowałem więc u pana Mroza. Obiecał, że spróbuje te zapachy zniwelować. Niestety, nie ma żadnej poprawy. Wojciech Mróz, właściciel zakładu przetwórstwa mięsnego, nie widzi żadnego problemu. - Najlepiej, jakby weszła ustawa, zabraniająca hodowli jakichkolwiek zwierząt - ironizuje prezes firmy. - Wtedy Polska całkowicie cofnęłaby się do średniowiecza. Od iluś lat hodujemy świnki, no i nie ukrywam, one śmierdzą. Ale to są przecież normalne zapachy na wsi. Jak jednak dodaje, niedługo na terenie jego zakładu powstaną biogazownie, które w pewnym stopniu zniwelują nieprzyjemne zapachy. - W tych instalacjach przetwarzane są odchody zwierzęce czy odpady organiczne. Wszystko dzieje się pod przykryciem, więc nie ma fetoru - tłumaczy W. Mróz. Dzięki przetworzeniu można otrzymać biogaz, a co za tym idzie - prąd oraz energię cieplną. - Generalnie przynosi to zyski. Dzięki temu będzie można tanio zaopatrzyć szkołę czy salę gimnastyczną w gazowe ogrzewanie. A do tego gnój jest utylizowany - mówi Mróz. Dodaje, że w przyszłym tygodniu organizuje dla władz gminy wyjazd do Niemiec, by mogły przekonać się na własne oczy, na czym polega funkcjonowanie biogazowni. - Planuję również odbyć spotkanie z mieszkańcami wsi, by poinformować ich o wszystkim - zapewnia. Agnieszka Marciniak