- Wiosną i latem nie da się wytrzymać, tak tu śmierdzi. Breją cuchnie na całą okolicę - mówi zrozpaczony mieszkaniec ulicy Skoraczewskiego w Miłosławiu. Jego posesja bezpośrednio graniczy z "gospodarstwem" Andrzeja Marciniaka, w którym hoduje się świnie. - Mieszkamy niby w mieście, a czujemy się jak na wsi - komentuje nasz następny rozmówca. Mieszkańcy na poczynania swojego sąsiada złożyli skargę do Straży Miejskiej w Miłosławiu już w ubiegłym roku. - Nakazaliśmy likwidację hodowli. Sprawa przycichła, ale jakiś czas temu konflikt wybuchł na nowo - mówi Leonard Dopierała, komendant municypalnych. Przypomnijmy, że, zgodnie z uchwałą rady miejskiej z marca 2007 roku, zabrania się hodowli świń na terenie miasta. A. Marciniak, aby nie łamać już prawa (a tym samym pozbawić sąsiadów wszelkich argumentów), wystąpił z wnioskiem do urzędu gminy o zgodę na prowadzenie hodowli kilku świnek. - Ten pan hoduje maciory - mówi L. Dopierała. - Odchowuje prosięta, po czym je sprzedaje. - Uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczam na zakup leków czy węgla na zimę - mówi A. Marciniak. Wniosek mieszkańca został omówiony na wspólnym posiedzeniu komisji rady. Zgody na hodowlę jednak nie wydano. Przeciwnie. Zdecydowano, że świnki mają zniknąć najdalej za trzy miesiące. - A. Marciniak posiada prośną maciorę. Skierowanie jej teraz do rzeźni byłoby niehumanitarne - tłumaczy L. Dopierała. - Daliśmy mu czas do końca czerwca. W razie niewywiązania się z nakazu, zostaną podjęte odpowiednie kroki prawne. - Osobiście nie wierzę, że zlikwiduje tę "świńską fermę" - stwierdza sąsiad ze Skoraczewskiego. - Gdybym hodował tych świń kilka, to rozumiem całe to zamieszanie. Ale trzymałem tylko dwa prosiaki - mówi pan Andrzej. - Hodowlę zlikwiduję. Nie mam innego wyjścia. Łukasz Różański