50-letnia, bezdomna kobieta przyjęta do izby wytrzeźwień na początku marca miała przebywać w pomieszczeniu, które było dezynfekowane silnie toksyczną substancją. Tam mogło dojść do zatrucia, które spowodowało jej śmierć. W placówce miało też dochodzić do innych nieprawidłowości - m.in. "badania" nietrzeźwych osób pod nieobecność lekarza przez przypadkowych pracowników. Sprawę ujawniła we wtorek "Gazeta Wyborcza". - W dniu dzisiejszym zostanie wszczęte postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Postępowanie ma wyjaśnić, co było bezpośrednią przyczyną śmierci kobiety, a więc czy w placówce został rzeczywiście użyty niedozwolony środek chemiczny - powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, Magdalena Mazur-Prus. - Śledztwo wyjaśni też wątek dokumentacji, która świadczy o tym, że wymieniony w artykule prasowym lekarz pracował równocześnie w izbie wytrzeźwień i pełnił dyżur w pogotowiu ratunkowym - dodała Mazur-Prus. Z pracy została we wtorek dyscyplinarnie zwolniona dyrektor izby wytrzeźwień w Poznaniu. B. szefowa placówki nie chciała rozmawiać z prasą. Jak podała we wtorek "Gazeta Wyborcza", 1 marca policjanci przywieźli do izby wytrzeźwień bezdomną, 50-letnią Teresę K. Po kilkunastu godzinach nieprzytomna kobieta trafiła do szpitala, gdzie zmarła. Według informacji gazety, do dezynfekcji i odwszawiania pomieszczeń w izbie stosowany był bardzo toksyczny specyfik, groźny dla ludzi i środowiska naturalnego. Gazeta ustaliła również, że pracujący w izbie lekarz równocześnie z dyżurami w tej placówce miał dyżury w pogotowiu ratunkowym. Kiedy nie było go w izbie wytrzeźwień, nietrzeźwych badali przypadkowi pracownicy.