Nie brak mu też pomocnych dłoni. Gdy w święta odwiedził rodzeństwo w domu dziecka, nie mógł nawet przytulić brata i sióstr... Do ostatnich chwil chronił matkę. Jego uczucia walczyły z rozumem. Teraz już wie, że chcąc mieć szczęśliwą rodzinę musi umieć odmawiać. Zrozumiał, że poproszenie o pomoc wymaga czasem większej siły, niż dumne milczenie. - Strach o przyszłość mnie nie opuszcza, ale już wiem, że nie jestem sam - mówi Lucjan Sikorski. Po dramatycznych wydarzeniach ostatnich dwóch miesięcy wszyscy powoli odzyskują równowagę. Choć nie zawsze jest łatwo? Smutne święta Tegoroczne święta były dla całej rodziny ciężkim okresem. Pierwszy raz spędzili je osobno. Matka w areszcie w Lesznie, trójka niepełnoletniego rodzeństwa w placówce opiekuńczo - wychowawczej, najmłodszy Rysio w domu małego dziecka. W rodzinnym domu w Rąbczynie przy wigilijnym stole zasiedli tylko ojciec, Lucek z bratem Michałem i najstarsza z sióstr Agnieszka. - Myślę, że wszyscy mieliśmy dużo czasu, by zastanowić się nad sobą - wzdycha Lucjan. Najbardziej żal mu jest rocznego Rysia. Żadne z zabranych dzieci nie dostało sądowego pozwolenia na powrót na święta do domu. Lucek odwiedza starsze rodzeństwo na kilka dni przed świętami, przywozi słodycze i drobne upominki. Liczył na przytulenie rodzeństwa, ale jego wizyta była ciągłym uspokajaniem sióstr. - Tu mamy być? To żadne święta! - mówi rozżalona Kinga, najstarsza z trójki rodzeństwa. Lucek wie, że potrzeba czasu, by rodzeństwo zrozumiało, dlaczego je teraz zostawia. Sprawdził, jak czuje się pozostała dwójka: Augustyn i Jadzia i... odjechał. Nie powtórzy błędu matki Najstarsza, 16 -letnia Kinga nie mogła pogodzić się, że nie wróci z bratem do rodzinnego domu. Dziewczyna ma już niejedną ucieczkę z placówki. Czasem pomagali jej rodzice, a czasem uciekała sama. Nie mogła zrozumieć dlaczego Lucjan wyjeżdża nawet nie namawiając jej, by jechała z nim. - Nie mogę sobie na to pozwolić. Mama zabierała ich z miłości, ale nie rozumiała, że w ten sposób też je krzywdzi - mówi Lucek tuż po wyjściu z domu dziecka. W oknie stoją przyklejone do szyby Jadzia z Kingą. Lucek miga im światłami samochodu i odjeżdża. Jest spokojny o rodzeństwo. - Gdyby działa się im tu krzywda to bym się nawet nie zastanawiał... - wyznaje chłopak. Trójka dzieci przebywa w placówce zgodnie z wyrokiem Sądu Rejonowego w Wągrowcu. Prawną opiekę do pełnoletniości sprawuje nad nimi wujek. Mają własne pokoje, chodzą do szkoły. Nie zobaczą jedynie ojca, Grzegorza, który ma zakaz kontaktowania się z dziećmi. Dla Lucjana bardzo ważna jest edukacja sióstr i brata. Zwłaszcza, że wielu lat szkolnych zaniedbań nie będzie łatwo nadrobić. Czternastoletni Augustyn od nowego roku pójdzie dopiero do pierwszej klasy szkoły podstawowej. - Chłopak jest bardzo skryty, od początku pracuje z nim pedagog i psycholog. Od stycznia zapewnimy mu też indywidualne nauczanie - wyjaśnia Hanna Frąckowiak, dyrektor placówki w Studzieńcu. Lucek po kolei sprawdza jak czuje się każde z rodzeństwa, pyta dyrektorkę o ich zachowanie? i odjeżdża. - Serce czasem jeszcze kłóci się z rozumem. Wtedy mocno zaciskam zęby i nie oglądam się za siebie - boleje. Mur berliński rozbity Ostatnie tygodnie to dla Lucka nieustanne wizyty w urzędach i instytucjach. Krok po kroku chłopak stara się zyskać zaufanie sądu i odzyskać rocznego braciszka Rysia. Nie jest to proste, bo ostatnie lata upłynęły dziewięcioosobowej rodzinie na omijaniu przepisów i uchylaniu się od postanowień wągrowieckiego sądu. - To jak obalanie muru berlińskiego - podsumowuje Leszek Czajkowski, który pomaga rodzinie Sikorskich. Jako dowód wymienia zlikwidowanie wysokiego płotu, który jeszcze niedawno szczelnie otaczał rodzinny dom w Rąbczynie. Obiecaną pomoc udziela cały czas Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. Słowa dotrzymał też wójt gminy Wągrowiec, Przemysław Majchrzak, który obiecał, że trójka rodzeństwa zostanie przeniesiona do wągrowieckiego domu dziecka, jak tylko on ruszy. Dzięki przychylności urzędu pracy staż w ośrodku kultury w Łeknie dostała Agnieszka, najstarsza siostra Lucjana. Sprawą dzielnego chłopaka obiecała też zająć się TVN-owska Fundacja "Nie jesteś sam". - Zobaczyliśmy, że żyjemy w XXI wieku i że chcąc nie chcąc jesteśmy częścią społeczeństwa - mówi na koniec spotkania dwudziestodwulatek. BARBARA WICHER