Związkowcy z Solidarności od dawna ostrzegali, że obecny kryzys gospodarczy to tylko pretekst dla japońskiego koncernu Sumitomo, by ograniczyć lub wręcz zlikwidować produkcję w Polsce. Jeszcze rok temu w dwóch fabrykach SEWS- Polska w Lesznie i Rawiczu pracowało ponad 2,5 tys. osób. Kilka dni temu Tetsuaki Araki, szef generalny SEWS-Polska poinformował związkowców o zamknięciu zakładu w Rawiczu najpóźniej do końca października tego roku. W rawickiej fabryce pracuje 1,2 tys. osób, ale według właścicieli koncernu, po jej zamknięciu ok. 300 osób ma znaleźć zatrudnione w zakładzie w Lesznie. Reszta starci pracę. - Do niedawna pracodawca twierdził, że nie ma zagrożenia likwidacją zakładu w Rawiczu, dając ludziom złudną nadzieję na pracę i wytrącając dopuszczalną prawnie formę protestu. Związki zawodowe nie walczyły o odszkodowania za utratę pracy, obawiając się, że obciążając w kryzysie pracodawcę dodatkowymi kosztami doprowadzą do zamknięcia fabryki- poinformował Grzegorz Krzyżanowski, szef Solidarności w SEWS-Polska. Związkowcy od dawna twierdzili, że na zwolnieniach grupowych się nie skończy. W grudniu ub.r. wręczono wypowiedzenia blisko 400 osobom, w styczniu SEWS-Polska zapowiedział zwolnienie 940 osób. Jednocześnie związkowcy widzieli jak maszyny są wywożone do Rumunii, gdzie koncern również ma zakłady produkcyjne. - Koncern Sumitomo potraktował Polskę jako poczekalnię w ekspansji na tańsze rynki. Po osiągnięciu ekonomicznych korzyści pozbywa się fachowej, lojalnej załogi, nie chcąc wypłacić odszkodowania innego, niż przysługujące ustawowo pracownikom, zasłaniając się brakiem pieniędzy. Pracownicy nie wierzą, że jeden z największych koncernów na świecie nie ma środków, aby godnie podziękować wieloletnim pracownikom - poinformował Grzegorz Krzyżanowski z Solidarności. Solidarność zdaje sobie sprawę, że nie uratuje zakładu w Rawiczu. Związkowcy boją się, że podobny los może spotkać fabrykę w Lesznie. Solidarność zapowiada jednocześnie walkę o odszkodowania za utratę miejsc pracy. (ram)