Formalnie obie funkcje są niezależne. Burmistrz sobie, starosta sobie. Wbrew powszechnej opinii, starosta nie jest szefem burmistrza. Oba samorządy działają równolegle, obok siebie. Jednak w partii jest inaczej. Obaj samorządowcy są członkami Platformy Obywatelskiej. Partia ma szefa - w powiecie wrzesińskim jest nim Kałużny. Czyli starosta jest w partii podwładnym burmistrza. Jaśniewicz to uczeń polityczny Kałużnego; to obecny burmistrz wprowadził starostę w politykę. Kiedy 8 lat temu powstała koalicja wyborcza Samorządny Powiat, to Kałużny na zebranie założycielskie przyprowadził politycznego nowicjusza, wówczas przeżywającego kłopoty przedsiębiorcę Dionizego Jaśniewicza. Tu trzeba dodać, że Jaśniewicz był nowicjuszem w polityce po 1989 roku - w czasach komuny był bowiem delegatem do wojewódzkiej rady narodowej. Wtedy był członkiem Stronnictwa Demokratycznego, satelickiej partyjki zależnej od partii komunistycznej. Samorządny Powiat wygrał wybory a Jaśniewicz został starostą, Kałużny zaczął samodzielne rządy w ratuszu. Czyli - plan się powiódł: PO de facto przejęła rządy we Wrześni. Tak jak cztery lata wcześniej - lewica. W pewnym momencie dały znać o sobie ambicje polityków. Szczególnie Jaśniewicza. Starostwo we Wrześni okazało się za ciasne. Mówiło się głośno o tym, że Jaśniewicz zostanie wojewodą wielkopolskim albo marszałkiem województwa. Nie udało się. W partii w Wielkopolsce byli mocniejsi. W międzyczasie starosta wystartował w wyborach do sejmu. Przegrał, choć dużo nie brakło. Kałużny w tym czasie umacniał swoją pozycję w ratuszu. Do wielkiej polityki się sparzył, kiedy to w 2001 r. przegrał wybory do sejmu, startując z listy PO, ale będąc jeszcze członkiem UPR. Kałużny i Jaśniewicz rządzili Wrześnią zgodnie, jednak podskórnie wyczuwało się rywalizację. Obaj panowie często dawali temu wyraz, nawet w rozmowach z dziennikarzami. Konflikt osiągnął apogeum w zeszłym tygodniu... Na mieście gruchnęła wieść, że PO się dzieli; powstało drugie, konkurencyjne koło. Ojcem chrzestnym nowego tworu miał być Jaśniewicz, a matką chrzestną - Krystyna Poślednia. Przewodniczącą koła miała zostać mieszkanka Swarzędza Nathalie Kretkowski, siostrzenica Pośledniej. - Nie mam o tym pojęcia - odparła zapytana o konflikt. O nowym kole Kałużny dowiedział się oficjalnie w poniedziałek, na zebraniu PO w restauracji "Von Tutti". Jaśniewicz poinformował o tym zebranych, twierdząc, że robi to dla dobra partii. Kałużny nie wytrzymał, starł się ostro z Jaśniewiczem i wyszedł. Dzień później "członkowie" nowego koła spotkali się z Jaśniewiczem i Poślednią. Wtedy zapadła decyzja, że nowego koła nie będzie, a chętni wstąpią do istniejącego, któremu szefuje Kałużny. We wtorek rano w ratuszu Kałużny przyjął Jaśniewicza; o czym rozmawiali i w jakiej atmosferze - milczą. - Przyznam szczerze, że byłem zaskoczony i podjąłem starania, aby uniknąć takiej sytuacji w naszym mieście, gdyż, jak uczą przykłady, nawet z życia wrzesińskiego, taka niby "zdrowa rywalizacja" nie służy dobrze jedności. W efekcie starań moich i wiceprzewodniczącego PO D. Jaśniewicza, "założyciele" nowego koła podjęli decyzję o przystąpieniu do jedynego koła PO we Wrześni - komentuje sprawę Kałużny. Jaśniewicz przysłał do nas oświadczenie, w którym czytamy: "Projekt powołania drugiego, "młodzieżowego" koła PO został zakończony, a wszyscy jego założyciele złożyli akces do koła już istniejącego. Wynikłe w związku z tym niejasności zostały wyjaśnione i nie ma mowy o jakimkolwiek konflikcie. Ścieranie się różnych poglądów i stanowisk w strukturach demokratycznych nie jest niczym nadzwyczajnym. Osiągnięto porozumienie, a Platformie Obywatelskiej we Wrześni przybyło nowych członków. Chyba trudno o lepszy scenariusz". I po konflikcie. Oficjalnie. Tomasz Małecki