Sytuacja jest kuriozalna. Jak nas poinformowali, anonimowo oczywiście, pracownicy Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej, od dwóch miesięcy w budynku są poważne kłopoty z bieżącą wodą. - Jak to jest, że placówka, która na dziesiątkach szkoleń tłumaczy jak dbać o higienę i nakłada kary właśnie za takie sprawy, sama nie ma stałego dostępu do bieżącej wody? - pyta jeden z pracowników biura znajdującego się w tym samym budynku przy Wrocławskiej. Sprawa wygląda mniej więcej tak: od samego rana nie ma bieżącej wody. Potem nagle się pojawia. Nigdy nie wiadomo kiedy i na jak długo. Czasami tylko na pół godziny, a czasami na kilka godzin. Aby nie być zaskoczonym, w sanepidowskiej ubikacji zawsze w pełnej gotowości znajduje się kilka wiaderek i baniaków napełnionych wodą. A nuż komuś się zachce, to do spłukania klozetu jak znalazł. W ubiegłym tygodniu sanepid wizytował sam inspektor wojewódzki. Wtedy wodę włączono, a baniaki z ubikacji usunięto - twierdzą dobrze zorientowani. Rzecznik wrzesińskiego sanepidu, nomen omen, umywa ręce. - Ale to nie nasz problem. To problem właściciela budynku. My tylko wynajmujemy pomieszczenia - tłumaczy Anna Węclewska. - Przejściowe problemy z wodą mamy, ale zaprzeczam, żebyśmy chowali bańki przed inspektorem wojewódzkim. Dodała, że zgłaszali problem właścicielowi budynku. Ten według rzecznika twierdzi, że na razie naprawy nie będzie, gdyż wrzesiński PWiK nie ma czasu, aby się tym zająć, a prywatne firmy mają problem z pracownikami, którzy wyjechali za granicę. Cóż. Do sytuacji jak ulał pasuje ludowe porzekadło: "Sami srota, a na kota zganiota". Tomasz Małecki