Do Komendy Powiatowej Policji w Krotoszynie zgłoszenie wpłynęło 2 maja, jednak prawdopodobnie samobójstwo miało miejsce znacznie wcześniej. Kiedy? Maria Kołodziejczyk, prokurator rejonowa, mówi: - Nie da się tego ustalić w stu procentach, ponieważ w oknie była wybita szybka, a temperatura ma wpływ na stan ludzkich zwłok. Policja oraz Prokuratura Rejonowa wykluczyły udział osób trzecich w tragedii, dlatego nie przeprowadzono sekcji zwłok. Spał koło zwłok Makabrycznego odkrycia dokonał sąsiad denata. Według nieoficjalnych informacji, które udało się dziennikarzom uzyskać od mieszkańców kamienicy, mężczyzna ten był pod wpływem alkoholu i nie wrócił na noc do domu, lecz poszedł przenocować do mieszkania, które - jak sądzili sąsiedzi - było opuszczone. Wszedł przez otwarte okno. Kanapa stała tuż pod oknem, więc nie zauważył rozkładających się zwłok. Gdy nazajutrz się obudził, ujrzał zawieszone na drzwiach, bezwładne ciało. - Na początku podobno myślał, że to lalka - komentuje jeden z lokatorów. - A potem wyskoczył przez to okno jak oparzony. Gdy na miejsce przybyli funkcjonariusze policji oraz prokurator rejonowy, o zidentyfikowanie zwłok poproszono administratora kamienicy. - Ja mogę widzieć poćwiartowanego człowieka przed sobą i mnie to nie ruszy. Ale prawda jest, że to była makabra - opowiada. - Twarzy praktycznie nie było, całe ciało się rozpadało. Jak relacjonuje dalej, zwłoki zmarłego mężczyzny częściowo leżały na podłodze. Jego głowa ułożona była na pufie stojącej tuż obok drzwi. Paweł miał szyję obwiązaną sznurkiem, którego drugi koniec zaczepiony był o klamkę. Dwa tygodnie czy miesiące? 39-letni mężczyzna od lat mieszkał w jednej z kamienic przy ul. 56 Pułku Piechoty Wlkp. w Krotoszynie. Jak wynika z informacji podanych przez Zygmunta Witczaka, dyrektora Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w krotoszyńskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, od grudnia 2008 roku Paweł był jedynym lokatorem tego mieszkania. - Mieszkał sam. Żona go opuściła, zabrała dzieci ze sobą - mówi jeden z sąsiadów, który społecznie pełni funkcję administratora kamienicy. - Był z niego prawdziwy nocny Marek. Za dnia rzadko kiedy można go było zobaczyć - dodaje. Według jego opinii, mężczyzna starał się ukrywać przed światem, ponieważ popadł w duże kłopoty finansowe. - Miał długi, komornika na karku. No i kuratora. Na pewno miał jakiś wyrok - uważa administrator. Paweł nie był nigdzie zatrudniony na umowę o pracę. - Różnie to było. Czasem tu, czasem tam. Coś w Szczecinie kiedyś zarobił... - opowiada inny sąsiad, a po chwili uzupełnia : - Ale on to już szedł na całość ostro. Nie hamował się z niczym. Z kolejnych relacji mieszkańców także wynika, że mężczyzna miał spore problemy alkoholem. - Tabletki, wódka. Szło wszystko - komentują. Opowiadają też, że nie widzieli go od ponad pięciu miesięcy. - Dla mnie to skandal. On miał kuratora. Jak można było tyle czasu go nie sprawdzać? A jeśli nie otwierał kuratorowi drzwi, to trzeba było wezwać policję - dodają sąsiedzi. Ponieważ jednak Paweł K. od wielu miesięcy nie opłacał czynszu, 20 kwietnia pracownicy PGKiM przyszli na kontrolę do jego mieszkania. - Byłem razem z nimi. Ale nikt nie otwierał. Drzwi były zamknięte, a ja nie będę nikomu wchodzić bezprawnie do domu - wypowiada się jeden z lokatorów budynku. Według jego relacji, dwa okna od mieszkania były uchylone i kontrolerzy starali się przez nie zajrzeć do środka: - Ale nawet jak zwłoki tam już leżały, to nic nie było widać, bo wszystko zasłaniała lodówka. Co dziwne, nie było czuć żadnego smrodu. Myślę, że przez otwarte okna odbywała się cyrkulacja powietrza. Nie wiadomo więc, jak długo zwłoki mężczyzny leżały w mieszkaniu. - Prokuratura napisała, że niby dwa tygodnie. Ja w to nie wierzę, to niemożliwe - komentuje jeden z sąsiadów. - Wydaje mi się, że leżało tam kilka miesięcy - mówi inny lokator. Mieszkał w ruinie Mężczyzna mieszkał sam przy ul. 56 Pułku Piechoty Wlkp. od grudnia 2008 roku. Lokum, które zajmował, było niewielkie, bo składało się z dwóch niedużych pomieszczeń - pokoju i aneksu kuchennego. W całym mieszkaniu do tej pory jest rażący bałagan. Prawie nie ma mebli. Ktoś opowiada, że Paweł palił je, kiedy było zimno. W mieszkaniu pozostało zaledwie kilka zniszczonych mebli, na podłodze leży warstwa śmieci, m.in. puszek po piwie, a na stole pozostała rozsypana garść tabletek. Wspomniany aneks kuchenny jest nim tylko z nazwy, ponieważ prawie w ogóle nie przypomina kuchni. Zabrudzone ściany, porozrzucane rzeczy, garnki na podłodze, w zlewie... Widok mieszkania przyprawia o dreszcze, a dopełnieniem jest zapach stęchlizny przeplatający się z fetorem gnijącego ciała. - Zawsze jakaś tragedia ludzka kryje się za takim zdarzeniem i trzeba do tej śmierci, jak i do każdej, podejść z szacunkiem, ale jak mieszkanie wyglądało, to państwo widzieli. Trudno to nazwać w tej chwili mieszkaniem (...) - mówi Zygmunt Witczak, dyrektor ZGM. Wyjaśnia, że dezynfekcja usunie przykry zapach i zarazki. Lokal zostanie posprzątany i przejdzie gruntowny remont. Anna Szklarek Agnieszka Marciniak