W grudniu 2006 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił policjantów, uznając, że funkcjonariusze użyli broni zgodnie z przepisami. Apelacje złożyły prokuratura oraz rodziny pokrzywdzonych wnosząc o skazanie oskarżonych za przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków. Matka zabitego Łukasza T. wyraziła zadowolenie z czwartkowej decyzji sądu apelacyjnego. -Jestem szczęśliwa i liczę na sprawiedliwy wyrok - powiedziała. Zdaniem SA, sąd pierwszej instancji w sposób nieprawidłowy orzekł w tej sprawie i należy ponownie przeprowadzić postępowanie. Zwrócił uwagę na nadmiar wątpliwości dotyczących okoliczności zatrzymania 19-latków przez policję, które nie zostały wyjaśnione w czasie procesu. - Po analizie treści uzasadnienia wyroku pierwszej instancji uznaliśmy, że to uzasadnienie, jak również orzeczenie sądu pierwszej instancji, nie zawiera wszystkich koniecznych elementów. Nie wiemy, jakie powody sprawiły, że sąd dał wiarę jednym świadkom, a odmówił wiary innym -stwierdził w uzasadnieniu wyroku SA sędzia Mariusz Tomaszewski. Zwrócił on uwagę, że policjanci, zatrzymując auto w którym jechało dwóch 19-latków, wiedzieli, że kierowca auta może nie być poszukiwanym przestępcą, nie znali jego personaliów, ani personaliów pasażera auta. Podkreślił również wątpliwości, które dotyczą prawidłowej procedury zatrzymania auta i legitymowania się funkcjonariuszy. - Z materiału dowodowego przyjętego przez sąd wynika, że dwaj policjanci mieli prawo oddać strzały w stronę pojazdu ruszającego w ich kierunku, ale z pewnością nie mieli takiego prawa, kiedy ten pojazd minął ich i kiedy był już za nimi - stwierdził sędzia Tomaszewski. Podkreślił, że strzały które były niebezpieczne dla obu osób siedzących w pojeździe, padły w momencie, gdy samochód mijał strzelających policjantów, "więc tego zagrożenia (że auto najedzie na policjantów) już nie było" - zaznaczył. - Sąd pierwszej instancji ma obowiązek przeanalizowania dokładnie pozycji wszystkich osób biorących udział w tym zdarzeniu. Może m.in. dopuścić do eksperymentu procesowego, gdzie będzie można ustalić usytuowanie poszczególnych osób, czy samochód rzeczywiście zagrażał wszystkim czterem oskarżonym, czy też tylko zagrażał dwóm - w fazie początkowej - powiedział sędzia. Przypomniał, że prawo do obrony przysługiwało również zastrzelonemu w akcji Łukaszowi T., który miał prawo bronić się przed osobami, których nie potrafił rozpoznać, nie wiedział, czy są policjantami, czy nie. - Co do policjantów - wydaje nam się, że ta obrona przekroczyła późniejszą potrzebę strzelania wielokrotnego do tego samochodu - dodał sędzia. Do strzelaniny doszło w nocy 29 kwietnia 2004 r. Policjanci chcieli zatrzymać i wylegitymować kierowcę samochodu marki rover. Podejrzewali, że jedzie nim groźny, poszukiwany przez nich przestępca. Kiedy kierowca samochodu nie chciał się zatrzymać, funkcjonariusze oddali w stronę auta kilkadziesiąt strzałów. Kierowca rovera zginął na miejscu, a pasażer został ciężko ranny. Okazało się, że autem jechały przypadkowe osoby.