Rzecznik praw pacjenta Krystyna Barbara Kozłowska w informacji przesłanej we wtorek PAP podkreśliła, że "trudno jest stwierdzić, kto odpowiada za zaistniałą sytuację". "Całą sprawą zajęła się już prokuratura, która zabezpieczyła dokumentację medyczną niezbędną w prowadzeniu postępowania dowodowego. Dopiero postępowanie prokuratorskie pozwoli ustalić, kto podjął niewłaściwą decyzję" - oświadczyła. Dodała jednak, że biorąc pod uwagę informacje "co najmniej uprawdopodabniające naruszenie praw pacjenta", wszczęła z własnej inicjatywy postępowanie w tej sprawie. Zwróciła uwagę, że "w chwili obecnej należy przede wszystkim zająć się małym pacjentem, aby jak najszybciej doszedł do zdrowia". Jednocześnie wyraziła przekonanie, że rodzice chłopca powinni zgłosić sprawę do sądu cywilnego. "Powinni również skontaktować się ze mną, ponieważ jako Rzecznik Praw Pacjenta w sprawach cywilnych dotyczących naruszenia praw pacjenta mogę brać udział w toczącym się postępowaniu na prawach przysługujących prokuratorowi" - napisała Kozłowska. Jak oceniła, "jeżeli chodzi o sytuację 5-letniego chłopca, który ucierpiał w wypadku samochodowym, bez wątpienia jego życiu zagrażało niebezpieczeństwo". Przypomniała, że zespół systemu ratownictwa medycznego, przyjeżdżając karetką pogotowia na miejsce wypadku, przede wszystkim ocenia stan pacjenta i podejmuje decyzję, czy należy wezwać pogotowie lotnicze, czy przewieźć pacjenta do najbliższego szpitala, który jest w stanie udzielić mu pomocy medycznej odpowiedniej do jego stanu zdrowia. "W praktyce dyspozytor oraz Zespół Systemu Ratownictwa Medycznego porozumiewają się ze szpitalem, do którego ma zostać przewieziony pacjent, i konsultują zakres potrzebnych świadczeń. Jeżeli okazuje się, że szpital nie jest w stanie zapewnić odpowiedniego leczenia, pacjent powinien jak najszybciej zostać przewieziony do najbliższego szpitala, gdzie taką pomoc uzyska" - wskazała Kozłowska. W sobotę po południu do szpitala w Gostyniu (Wielkopolskie) przywieziono rannego w wypadku 5-letniego chłopca. Po zdiagnozowaniu przez lekarza dyżurnego szpitala dziecko, z licznymi obrażeniami, miało trafić do Instytutu Pediatrii w Poznaniu. Transportu rannego 5-latka odmówił dyspozytor Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, argumentując, iż na przewiezienie dziecka śmigłowcem nie pozwalały przepisy, które dopuszczają transport międzyszpitalny tylko z odpowiednich miejsc i lądowisk. Dziecko ostatecznie trafiło do szpitala w Poznaniu po czterech godzinach. Zostało tam przewiezione specjalistyczną karetką. Przeszło operację, jego stan nadal jest bardzo ciężki. Sprawę bada ministerstwo zdrowia oraz Narodowy Fundusz Zdrowia. Kontrole - w szpitalu w Gostynie oraz firmie Falck, która świadczy usługi ratownictwa medycznego w tym powiecie - wszczął wielkopolski oddział Funduszu. Postępowanie sprawdzające prowadzi też policja na zlecenie prokuratury z Gostynia. Szef Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, powołując się na przepisy dot. bezpieczeństwa, podtrzymał decyzję dyspozytora o braku możliwości transportu chłopca śmigłowcem.