Sympatycy obu reprezentacji stworzyli na Stadionie Miejskim niesamowitą atmosferę, porównywalną tylko z meczami Lecha Poznań z Juventusem Turyn czy Manchesterem City. Choć stadion w połowie był wypełniony kibicami ubranymi w zielone trykoty, to osiem tysięcy sympatyków Chorwacji dopingiem nie ustępowało swoim rywalom. Nastroje kibiców zmieniały się - tak jak sytuacja na boisku. Szybka radość Chorwatów, a po kwadransie fani Irlandii znów mogli śpiewać "You will never beat the Irish" (nigdy nie pokonasz Irlandczyków). Jak się jednak okazało, ekipa Slavena Bilicia znalazła sposób na solidnie grających rywali. Gdy piłkarze Chorwacji zdobyli trzecią bramkę, irlandzkie sektory zamilkły na długie minuty. Dopiero w końcówce kibice z zielonej wyspy znów się ożywili. Mimo porażki, podziękowali swoim piłkarzom za walkę, ale szybko opuścili stadion.A na trybunach zajmowanych przez Chorwatów trwało "bałkańskie szaleństwo". Piłkarze cieszyli się razem z kibicami, niektórzy z nich otrzymali koszulki. Niedzielny mecz był też testem dla murawy poznańskiego stadionu, która przez ostatnie dwa i pół roku była wymieniana ośmiokrotnie. Trener Bilic podczas jednej z konferencji przed Euro bardzo się o jej stan obawiał. Tymczasem boisko było znakomicie przygotowane - mimo padającego deszczu nie było żadnej przypadkowości. Kilkakrotnie zawodnicy "przejechali" po trawie korkami, nie niszcząc jednak nawierzchni. Nie obyło się bez drobnych incydentów. Mimo niezwykle skrupulatnej rewizji służb ochroniarskich, kibicom Chorwacji udało się wnieść na stadion petardy i race, które odpalali po zdobyciu kolejnych goli. Tuż przed końcem spotkania na murawę wtargnął jeden z chorwackich kibiców, przebiegł kilkadziesiąt metrów i... ucałował Bilica. Służby porządkowe zareagowały dość późno, ale po chwili niesforny fan został złapany. Kolejnego spotkania swojej drużyny na Euro raczej już nie zobaczy.