Już pod koniec 2008 r. wzrost liczby zachorowań odnotowano w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Portugalii, a na początku nowego roku zaczęli chorować Francuzi i Włosi. Obecnie zagrypieni są Niemcy. Niepokojące doniesienia płyną też od naszych południowych sąsiadów: Czechów i Słowaków. Liczby nie kłamią Ten wirus dociera właśnie do Polski, o czym świadczą meldunki epidemiologiczne ośrodka ds. grypy przy Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego PZH. Od 8 do 15 I odnotowano u kraju 14.717 zachorowań i podejrzeń zachorowania na grypę. Średnio dziennie łapało infekcję w tym tygodniu 4,8 na 100 tys. mieszkańców. Tydzień później tj. od 16 do 22 I nastąpił radykalny wzrost do 47. 325 tys. chorych osób, a średnia dzienna chorych skoczyła do 17,7. - W minionym tygodniu w samej Wielkopolsce zarejestrowano 3.126 podejrzeń i zachorowań na grypę. To ogromny skok od początku roku. W pierwszym tygodniu stycznia mieliśmy 264 przypadki, a tydzień później 549. W naszym powiecie w raporcie od 16 do 22 I figuruje 228 osób w tym: 36 dzieci od 0 do 4 lat, 69 dzieci od 5 do 14 lat, 122 w grupie wiekowej 15-64 lata i jedna powyżej 65. roku życia. Ta statystyka wydaje się dowodzić, że starsze osoby, które tak naprawdę są w zwiększonej grupie ryzyka, potrafią skutecznie zabezpieczyć się przed wirusem. Być może to zasługa szczepień - mówi Agnieszka Podfigurna, rzecznik prasowy Powiatowej Stacji Sanitarno - Epidemiologicznej w Lesznie. Największy wzrost zachorowań w minionym tygodniu zarejestrowano w zachodnich, przygranicznych województwach: dolnośląskim i lubuskim. Istnieje więc obawa, że grypa przekroczyła polsko - niemiecką granicę i podąży w głąb kraju. To stwarza realne zagrożenie dla graniczącej z ziemią lubuską i dolnośląską Wielkopolski. Za wcześnie na epidemię Jak przekonują lekarze i inspektorzy sanitarni, o epidemii nie możemy jednak jeszcze mówić. Mamy z nią do czynienia dopiero wówczas, gdy błyskawicznie rośnie liczba zainfekowanych tym samym wirusem. - W naszym powiecie jest ośrodek wybiórczo pobierający wymazy. Dotąd nie pobrano tam żadnych próbek. Pierwsza partia została wysłana do laboratorium dopiero wczoraj - dodaje A. Podfigurna. O epidemii nie chce też mówić Michał Mikołajczak, ordynator oddziału dziecięcego Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Lesznie. Lekarz potwierdza jedynie, że rośnie liczba zachorowań na grypę. - Epidemia to zbyt mocne słowo. Muszę jednak przyznać, że pracujemy na granicy wydolności, a sytuacja zmienia się z godziny na godzinę. Standardowo na oddziale mamy 40 łóżek, a już dostawiliśmy kolejnych dziesięć. Jeśli u nas zabraknie miejsc, raczej nie będziemy mogli liczyć na okoliczne szpitale, ponieważ i u nich będzie wówczas przepełnienie. Pozostanie nam kłaść małych pacjentów na korytarzach. Ostatnim najcięższym dla nas okresem, w którym panowało przepełnienie była wiosna 2007 roku - wyjaśnia ordynator Mikołajczak. Dzieci trafiają do szpitala z powikłaniami pogrypowymi m.in. zapaleniem płuc. Były też przypadki zapalenia mięśnia sercowego. Jak przekonuje dr Mikołajczak, największy problem leży w nienależytej profilaktyce. - Choć mieszkamy w cywilizowanym kraju, nie ma obowiązku chodzenia z dzieckiem do lekarza. Rodzice lekceważą wiele rzeczy. Brakuje też pediatrów, ponieważ ta specjalizacja, z wielu względów, cieszy się coraz mniejszym powodzeniem - podkreśla lekarz. Przetrzebione przedszkola Alarmującą sytuację mamy w przedszkolach i szkołach. W tych pierwszych nastąpił już prawdziwy "pogrom". W osiemnastce, w poniedziałek, ze 150 dzieci na zajęcia przyszło tylko 67. Natomiast w ubiegłym tygodniu, w najmłodszej grupie, na 25 trzylatków było obecnych tylko troje. - Z tego powodu musieliśmy przełożyć dzień babci i dziadka. Nawet jeśli frekwencja spadnie jeszcze bardziej, nie zamierzamy zamykać przedszkola - przekonuje Zofia Waszkiewicz, dyrektor Przedszkola Miejskiego nr 18 w Lesznie. W szkołach sytuacja jest nieco lepsza, choć trudno nazwać ją zadowalającą. W SP nr 9 w Lesznie, w ubiegłym tygodniu, na 512 uczniów chorowało 91, w tym tygodniu nieobecnych jest ponad czterdziestu. Z kolei w jedynce w każdej klasie nieobecnych jest 4-5 osób. Choć sporo mówiono na temat profilaktycznych szczepień, niewielu rodziców z nich skorzystało. - Przed okresem grypowym organizowaliśmy pogadanki z higienistką szkolną na temat ustrzeżenia się przed infekcją. Niestety, znikomy procent rodziców szczepi dzieci. Powodem są koszty. Gdyby NFZ refundował szczepionki, zapewne byłoby większe nimi zainteresowanie - przekonuje Ludomira Powidzka, dyrektor SP nr 1 w Lesznie. W leszczyńskim żłobku Miś w tym i ubiegłym tygodniu nieobecna była połowa dzieci. Okazuje się jednak, że nie wszystkie przypadki nieobecności spowodowane są chorobą. - Chorują rodzice, więc na czas zwolnienia lekarskiego zatrzymują dzieci w domu. Nasze maluchy są raczej odporne. Od września przez trzy miesiące dostawały tran, co wpłynęło na poprawę odporności - mówi Barbara Grabska-Brodziak, kierownik placówki opieki żłobkowej Miś. W przychodniach tłumy Także w przychodniach są kolejki. Na początku tygodnia jest największe obłożenie, które zazwyczaj słabnie w czwartek i piątek. Jak przekonuje Elżbieta Mikołajczak-Śmiśniewicz, kierownik przychodni Skarbowa w Lesznie, większa liczba chorych w tym okresie jest normalnym zjawiskiem. - Zwiększa się liczba infekcji górnych dróg oddechowych oraz nieżytów żołądkowo - jelitowych. Mamy też trochę pacjentów z zapaleniem oskrzeli. Lepiej dla wszystkich, szczególnie dla dzieci, byłoby nie spotykać się w przepełnionych przychodniach, ale lekarze nie są w stanie złożyć wszystkim wizyt domowych - podkreśla E. Śmiśniewicz. Także w przychodni przy ul. 17 Stycznia pracują na pełnych obrotach. Jak informuje dr Roman Frąckowiak, w przypadku 80 na 100% pacjentów przyczyną wizyty są infekcje górnych dróg oddechowych. Każdego dnia lekarz przyjmuje 80-90 osób. - Pracuję od rana do wieczora, nawet do godz. 22.00. Czekamy na mróz, który wymrozi wirusa. Nie ma nic gorszego i sprzyjającego zachorowaniom, jak różnica temperatur, którą ostatnio zaserwowała nam natura. Z powodu tak dużej liczby pacjentów musimy przeprowadzić w rejestracji wstępną selekcję: osoby, które mogą poczekać z wizytą jeszcze jeden dzień prosimy o późniejsze zgłoszenie - tłumaczy dr Frąckowiak. kab