Stworzenie gigantycznej kolejki, która wiła się wzdłuż parkingu, nie było więc trudne. Ile osób w niej czekało? Trudno ocenić. Zdaniem kolejkowiczów do czasu rozpoczęcia zapisów w ogonku stało pół tysiąca osób! Dodajmy, że do końca dnia do lekarzy na termin zapisano grubo ponad tysiąc chorych (z uwzględnieniem rejestracji telefonicznej). Pacjenci nie ukrywali swojego oburzenia. W naszej redakcji rozdzwoniły się telefony. - Przyjedźcie, zobaczycie, jak się nas tutaj traktuje - apelowali. - Godzinami tkwimy w kolejce, żeby zapisać się do lekarza. I tak zawsze, co kwartał - skarżyli się. - To skandal! - woła kobieta o kulach. - Gdybyśmy w tej kolejce się nie ustawili, to do żadnego specjalisty do końca czerwca byśmy się nie dostali. Dobrze, że przynajmniej dzisiaj nie ma dużych mrozów i jest pogodnie. Ryszard Matuszkiewicz z Amiki przyznaje, że kolejki są problemem. - Pracuje u nas 50 lekarzy. Jeżeli do każdego z nich chce się zapisać parę osób, robi się spiętrzenie. Niestety, pacjenci ustawiają się w kolejce pierwszego dnia rozpoczęcia rejestracji, bo obawiają się, że później nie będzie już miejsc. Stąd całe zamieszanie, którego nie zmieni żaden system rejestracji. - Cieszymy się, że tyle osób ma do nas zaufanie. Ale na powstawanie kolejek nie mamy żadnego wpływu - podkreśla R. Matuszkiewicz. Na szczęście niewielu pacjentów odeszło z kwitkiem z rejestracji. - Zabrakło jedynie terminów do okulisty, ale tak jest zawsze - przyznaje Sylwia Mikołajczyk, kierownik rejestracji. - Parę osób było dla nas nieprzyjemnych, ale staraliśmy się szybko rozładować sytuację. Łukasz Różański