Bogusław Śruba-Lebiedziński mieszka w oficynie przy parku. Dosłownie kilkadziesiąt metrów od dawnego gospodarstwa, w którym, jak twierdzi, odbywa się przetwórstwo tworzyw sztucznych. - Ta pani nie ma zezwolenia na produkcję, a mam uzasadnione przypuszczenia, że mimo to taka się tam odbywa - twierdzi z całą stanowczością Śruba-Lebiedziński. Mieszkaniec Marzenina dowodów nie ma. Ma za to przekonanie. Stuprocentowe, jak utrzymuje. Napisał nawet do wydziału środowiska starostwa wniosek o kontrolę. Lustracji terenu dokonała sama Małgorzata Lisiecka. Naczelnik nieprawidłowości nie stwierdziła. Napisała, że teren jest użytkowany zgodnie z przeznaczeniem, czyli na magazynowanie. Odpadów w rozumieniu ustawy tam nie ma. Barbary B. nie zastaliśmy przy magazynie. Był jej mąż, Karol B. - Prawda jest taka: my to kupiliśmy kilka lat temu, to jest teren przemysłowy. Spełniamy wszystkie możliwe warunki, a nie mamy pozwolenia na produkcję. Na pana miejscu zająłbym się urzędnikami starostwa, co mi blokują produkcję - sugeruje. Jerzy Koczorowski, zastępca naczelnika wydziału administracji architektoniczno-budowlanej starostwa: - Na wniosek pani B. wszczęliśmy procedurę w sprawie zmiany sposobu użytkowania wraz z rozbudową budynku na cele produkcyjne. Wstrzymaliśmy jednak postępowanie, bo gmina nas zawiadomiła, że wszczęła procedurę zmiany decyzji środowiskowej dotyczącej tego terenu. Poinformowaliśmy panią B., że po decyzji gminy wydamy decyzję dotyczącą jej budynku. Poza tym, tam jest jakiś typowy konflikt sąsiedzki. - Tu się nie odbywa żadna produkcja; ja nawet porządnego prądu nie mam - broni się Karol B. Sugeruje, że za Lebiedzińskim "ktoś stoi". Podał nawet funkcje publiczne rzekomych mocodawców Lebiedzińskiego... Tomasz Małecki