Sparaliżowanego od 30 lat skoczanina we wtorek odwiedził Przemysław Kowalik, który jeszcze przed dwoma laty sam prosił o śmierć, a w czerwcu na wózku inwalidzkim przejechał całą Polskę! Teraz przekonywał Hieronima, że warto żyć. Początek walki! Po artykule w "Głosie Wągrowieckim" chorym mężczyzną zaczęła interesować się cała Polska. Nikt nie chciał spełnić jego dramatycznej prośby i poprzeć decyzji o eutanazji. Wszyscy chcieli pomóc. Okazało się, że aby pomóc zrezygnowanemu mężczyźnie wystarczy dobre słowo i odrobina otuchy. To co jeszcze kilka tygodni temu wydawało się zupełnie niemożliwe, teraz okazuje się być na wyciągnięcie ręki. Wraz z Hirkiem nadziei i przekonania o sile człowieka nabierają jego bliscy i znajomi. Runda pierwsza: Rozmowa - Jak wczoraj była telewizja, to już mi się nie chciało opowiadać, bo co ja mogę nowego powiedzieć... Przecież przez 30 lat jak leżę w łóżku, to co się mogło takiego wydarzyć? Oprócz bólu, który jest coraz silniejszy nic nowego w moim życiu się nie zmienia - mówił Hirek tuż przed wizytą Przemka Kowalika. Jednak gdy pod dom podjechał nieznany samochód w jego oczach zaraz można było dostrzec ożywienie. - Kto to przyjechał? Duże auto? To może coś przywieźli, no proszę powiedzcie mi co to jest... - wołał do brata, który relacjonował mu co widzi na podwórku. Z niezapowiedzianą wizytą do Kuszewa przyjechał przedstawiciel Fundacji Anny Dymnej, która poruszona historią mężczyzny, postanowiła jak najszybciej ruszyć z pomocą. Hirek niespokojnie wierci się na łóżku, zastanawia się co tak długo, dlaczego nikt nie wchodzi. Tymczasem przy wejściu ustawiane są specjalne szyny, po których do domu wjedzie Przemek. - A wiesz, że teraz zaczynamy walczyć? - wypowiada w kierunku Hirka Przemek nim jeszcze podaje mu rękę. Mężczyźni zaczynają rozmowę, jak gdyby znali się od dawna. Porozumiewają się szyfrem, który kiedyś zmienił im życie. - Ja C4 C5, a jak ty TH to jeszcze dobrze masz - porównują miejsca złamania kręgosłupa. Dla osoby z zewnątrz ich rozmowa brzmi jak relacja wyników sportowych, dyskusja o zajętej lokacie, tylko że stawką nie jest tu medal, ale samodzielne życie: czy będą w stanie samodzielnie się najeść, czy ktoś będzie musiał ich karmić. Rozmowa jest zwięzła, niemal techniczna, ale dla nich bezcenna, bo nikt zdrowy nie zrozumie czym jest życie z kalectwem. Mało kto zrozumie, że to co początkowo było wyrokiem, może stać się siłą człowieka. Runda druga: Próba - Mało się już nacierpiałem? Ja dokładnie przemyślałem wszystko, nie myślcie sobie. Chcę odejść teraz, gdy mam jeszcze siłę się śmiać, żartować z wami - Hirek jak mantrę powtarza te same słowa. Wtedy o sobie zaczyna opowiadać Przemek, na którego cios spadł pięć lat temu. Silny, pełen werwy handlowiec miał poważny wypadek, gdy odzyskał przytomność nie mógł ruszyć ani ręką, ani nogą. Złamanie kręgosłupa, uszkodzony rdzeń - słyszy. Wraca do domu, ma szczęście, bo są z nim bliscy. Pomagają, pocieszają, rozmawiają, starają się by było mu jak najlepiej, jednak on czuje tylko żal, który zagłusza tylko straszliwy ból. - Kiedy zrozumiałem, że nie mogę liczyć na pomoc urzędników i lekarzy, kiedy nie chcieli mnie przyjmować do szpitala, bo zbyt głośno krzyczałem z bólu pomyślałem, że pozostało mi tylko jedno: umrzeć. Wtedy napisałem do prezydenta Lecha Kaczyńskiego list z prośbą o eutanazję. Wiedziałem, że się nie zgodzi, ale to był mój kolejny rozpaczliwy krzyk. Tylko na to wtedy jeszcze miałem siłę - opowiada już spokojnie P. Kowalik. Krzyk poniósł ze sobą echo bezsilności, wściekłości i mimo wszystko nadziei. - Cały czas byli wokół mnie bliscy, ale to nic nie dawało póki nie zrozumiałem, że to ja sam muszę coś zmienić - wyznaje mężczyzna. Postanowił znaleźć sobie cel, najpierw postanowił samodzielnie dojechać na wózku na miejsce wypadku, oddalone o blisko 140 km. Był za słaby, nie udało się. Z czasem do głowy przyszedł mu zupełnie szalony pomysł - przejechać przez całą Polskę. Po drugiej próbie pokonał swoje kalectwo, rozbił "psychiczny mur" który zasłaniał mu świat. Co się zmieniło od tej chwili? - Dwa dni temu wróciłem z wycieczki do Portugalii. Wierzysz? - mówi do Hirka, który zamilkł i z coraz większym napięciem słuchał niesamowitej opowieści mężczyzny, który od pięciu lat samodzielnie nie jadł, ani nie mógł odwrócić się w łóżku. Runda trzecia: walka Tuż po publikacji Hirkowi podano pierwszą pomocną dłoń. W wągrowieckim hospicjum dostał specjalistyczny materac, a lekarka nie wykluczyła operacji, której od długiego czasu odmawiali inni medycy. Do Sadłowskich zadzwoniła przedstawicielka Fundacji Anny Dymnej "Mimo wszystko" i zaoferowała pomoc. - Któregoś wieczoru zadzwonił starszy pan. Dowiedział się o historii brata, powiedział że sam miał operację, ale jest mu już lepiej i może podarować mu swój materac. Tak się wzruszyłem... Potem znów zadzwonił ktoś z Łodzi i powiedział, że pomoże nam finansowo. To niewiarygodne... - słowa podziękowania więzną z gardle wzruszonego Jerzego Sadłowskiego, brata Hirka. W poniedziałek do Kuszewa przyjechał na prośbę wojewódzkiego konsultanta chirurgii, doktor Tomasz Banasiewicz ze Szpitala Klinicznego nr 2 w Poznaniu, aby stwierdzić czy lekarze są mu w stanie pomóc. - Planujemy dalsze działania. Na pewno zdołamy ulżyć panu Hieronimowi w cierpieniu i w problemach które go niepokoją - zapewnił lekarz. Ponownie odwiedził go jeszcze Przemek. Spotkanie, które rozpoczęło się pytaniami o eutanazję skończyło się przyrzeczeniem wspólnej wycieczki. - Krzyku rozpaczy i bezsilności jakim jest prośba o eutanazję nie musimy zrozumieć, ale mamy obowiązek usłyszeć - mówi z przekonaniem P. Kowalik. Barbara Wicher