"W Gieczynku koło Wielenia w powiecie czarnkowsko-trzcianeckim proboszcz nielegalnie wyciął siedem dębów, które rosły na terenie parafii. Jak się okazało, zrobił to nielegalnie - nie miał potrzebnych zgód" - informuje portal asta24.pl. Proboszcz z Gieczynka: To moje dęby i mogłem z nimi zrobić, co chciałem Wycinkę siedmiu dębów przeprowadzono w sobotę 11 lutego. Proboszcz wynajął specjalną firmę, która wykonała zadanie. Mieszkańcy wsi nie zostali poinformowani o planach duchownego. Twierdzą, że drzewa nie stanowiły "żadnego zagrożenia dla kościoła". - W niedzielę po mszy świętej spotkaliśmy się z księdzem. Stwierdził, że nie ma nam o czym opowiadać i z czego się tłumaczyć, bo jest to jego teren, jego dęby i robi z tym, co chce - przekazał portalowi asat24.pl sołtys Gieczynka, Paweł Aftarczuk. Leśnicy oszacowali, że ścięte drzewa miały około 80 lat, a ich kondycję ocenili jako dobrą. - Serce się kraje. Drzewa były ozdobą wioski - miał powiedzieć emerytowany leśnik, Mateusz Sobieski. Urząd nie udzielił księdzu zgody na wycinkę Jak się dowiadujemy, proboszcz parafii w Gieczynku złożył wniosek do urzędu w Wieleniu o udzielenie zgody na dokonanie wycinki drzew. 19 stycznia przedstawił odpowiednie dokumenty. Odbyła się wizja lokalna, a następna była planowana na 15 lutego - dębów już jednak nie było. Urząd z Wielenia nie wystawił zgody na wycięcie roślin. Dziennikarzom "Gazety Wyborczej" udało skontaktować się z księdzem. Proboszcz miał tłumaczyć, że wycinka dębów była przejawem troski o funkcjonowanie parafii poprzez uporządkowanie terenu przykościelnej działki. Uzyskane w ten sposób drewno miało być wykorzystane jako opał. Za nielegalną wycinkę duchownemu grozi kara finansowa.