Załoga chce wiedzieć, co się stało z oknami wymontowanymi z biurowca, zakupioną przez zakład kostką brukową oraz w jakim celu wykonano w firmie tzw. karuzelę. Przedstawiciele pracowników przedsiębiorstwa o swoich podejrzeniach powiadomili dyrektor finansową, Agatę Bocheńską, która przekazała sprawę do centrali koncernu w Stuttgarcie. Gdzie się podziały okna i kostka? - Okna, o których mowa, wyjechały z zakładu "na telefon" - mówi Tadeusz Kubiak, przewodniczący Międzyzakładowej Komisji NSZZ Solidarność w Mahle. Jak informuje Kubiak, dokumenty wystawiono później. - Zostały podpisane prawdopodobnie przez osobę nieuprawnioną. Gdzie trafiły? Tego nie wiem, ale mam swoje podejrzenia... - dodaje. Wiele pytań pracowników wywołuje również kwestia kostki brukowej. Co się okazuje? - Według mojej wiedzy nie zdążyła trafić do zakładu. Odsprzedano ją z 5 procentowym zyskiem - wyjaśnia T. Kubiak. Z jego dalszej wypowiedzi wynika, że było to działanie mało gospodarne. - Jestem przekonany, że inne firmy świadczące usługi na rzecz "Mahle", chcąc przypodobać się zakładowi, gdyby odbył się przetarg, dałyby może za nią 50 proc. albo więcej - uważa przewodniczący Solidarności w Mahle. Karuzela i wizyta dyrektora Pracownicy dyskutują również na temat karuzeli. Czy wykonano ją po to, by trafiła na odlewnię żeliwa? Czy - jak mówią - jest to jak karuzela dla koni, która była przeznaczona do prywatnej stadniny prezesa Kosickiego? - Opinie są różne. Moja wiedza po 46. latach pracy w branży metalowej wyklucz zainstalowanie takiej karuzeli na odlewni żeliwa. Tylko ponowne jej zamontowanie da 100-procentową odpowiedź - mówi Kubiak. Po czym dodaje: - Dziwi mnie pośpiech, z jakim ją rozmontowano i schowano w magazynach. Według Macieja Ratajczaka, przewodniczącego Związku Metalowcy w Mahle, gabaryty, jakie ma to urządzenie, nie nadają się na odlewnię. W związku z tym w Krotoszynie zjawił się Efriatos Kostoglu, dyrektor Mahle na Europę Wschodnią. - W odpowiedzi na interwencję załogi pan Kostoglou wysłuchał pracowników. Oglądał dostarczone zdjęcia (części rozmontowanej karuzeli - red.), a następnie porównał ze zdjęciem karuzeli dla koni, oferowanej przez specjalistyczne firmy w internecie. Skwitował to uśmiechem. Obiecał przysłać fachowca, który się wypowie. Od tego czasu, a było to 6 czerwca br., nikt nie dotarł do Krotoszyna. Stąd uczucie rozczarowania. - Załoga, Rada Pracowników i związki zawodowe nie posiadają uprawnień śledczych i kontrolnych, nie mają dostępu do dokumentów, itp. - mówi T. Kubiak. Na wszystko muszą być dokumenty Tadeusz Kubiak opowiedział także, jak przebiegała kontrola przeprowadzona następnego dnia po wyjeździe Kostoglou. - W magazynie nr 29 pani prezes Bocheńska zapytała kierownika działu pomocniczego, skąd taka duża ilość rur. Usłyszała odpowiedź, że jest to wymiana złomu zakładowego. Na pytanie, czy fakt ten odnotowano w portierni usłyszała, że nie. - Pani prezes powiedziała na to, że takie rzeczy można sobie wymieniać na ogrodach przez płot z sąsiadem. Natomiast w firmie muszą być dokumenty. Pan kierownik stwierdził, że jest świadomy i gotowy ponieść z tego tytułu konsekwencje - mówi Tadeusz Kubiak. Związkowcy działają Związkowcy powiadomili o sprawie centralę związkową IG Metall w Niemczech oraz Radę Pracowników w Stuttgarcie. Informacja trafiła także do Federacji Metalowcy w Poznaniu, które także skierowało pismo do Mahle w Stuttgarcie, domagając się reakcji na zgłoszenia niewłaściwego zarządzania majątkiem firmy przez prezesa. - Nikogo nie oskarżamy, lecz chcemy wyjaśnień i jasnych odpowiedzi. Tymczasem centrala w Niemczech na razie milczy. To budzi zdziwienie u pracowników - mówi nam Maciej Ratajczak. Załoga domaga się wyjaśnień. - Nie można tego zamieść pod dywan. Z firmy można zostać zwolnionym za śrubkę, a tymczasem tu mogło dojść do poważniejszych zdarzeń - ocenia Ratajczak. Ostatnio zwolniono pracownika, który był odpowiedzialny za wydawanie narzędzi. Powód? Samowolne wydanie pędzla. - Tak, to był pędzel wartości ok. 1 zł, był już zużyty i przeznaczony do kasacji, a on dał go pracownikowi sprzątającemu do przemycia jakiegoś urządzenia - informuje Tadeusz Kubiak. Prezes Kosicki nie chciał rozmawiać. Odpiera wszelkie zarzuty pracowników i utrzymuje, że autorem nieprawdziwych podejrzeń jest kilka osób. Sebastian Pośpiech