O sprawie zrobiło się głośno przeszło miesiąc temu. Na wystające z wieży nadajniki zwrócił uwagę Tomasz Zajda, mieszkaniec ul. Słupskiej. Jako absolwent Wydziału Elektrycznego Politechniki Poznańskiej nie miał wątpliwości, że to anteny telefonii komórkowej. Przecierał oczy ze zdumienia. Nie wiedział, kto i dlaczego wydał zgodę na zamontowanie takich urządzeń w środku osiedla. Z naszych ustaleń wynikało, że umowę z inwestorem zawarł ks. Andrzej Szczęsny, były administrator parafii pw. św. Kazimierza Królewicza. Ten nie chciał jednak z nami rozmawiać. Podobnie zachował się obecny proboszcz, ks. dr Tomasz Głuszak. T. Zajda nie poprzestawał w dążeniu do wyjaśnienia sprawy. Chodził od domu do domu i zbierał podpisy pod petycją nawołującą do demontażu anten. Utrzymywał, że promieniowanie jest szkodliwe i może wywoływać nowotwory. Jego obawy podzieliło około 70 mieszkańców. Jednym z nich był Mieczysław Orwat z ul. Słupskiej. - Przecież czego się tylko nie włączy, czy radia, czy telewizji, wszędzie trąbią, że to promieniowanie jest szkodliwe - mówi 71-latek. T. Zajda zbierał podpisy przez dwa dni. Pomagała mu jedna z mieszkanek Sławna. - Chodziliśmy tylko po najbliższych ulicach: Słupskiej, Elbląskiej, Grunwaldzkiej i Malborskiej. Z tych ludzi, którzy nam otworzyli drzwi, 80% podpisało się pod petycją. Wielu nie wiedziało o tych antenach. A niektórym, zwłaszcza młodym, były one zupełnie obojętne - mówi T. Zajda. Pismo przesłał do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Poznaniu. - Na etapie lokalizacyjnym nie mamy z takimi inwestycjami nic wspólnego. Otrzymujemy jedynie zgłoszenie odbioru - wyjaśnia Błażej Szczepankiewicz z konińskiej delegatury WIOŚ, pod którą podlega powiat wrzesiński. - Jak otrzymamy pismo, to zareagujemy. W razie konieczności ściągniemy z Kalisza urządzenie do pomiaru fal elektromagnetycznych - dodał. Choć T. Zajda podejrzewa popełnienie przestępstwa, to nie poinformował o tym prokuratury. Nie chce działać na szkodę swojej parafii. Z tym większym niesmakiem odebrał niedzielne kazanie, w którym ksiądz mówił o tym, że psuje się obraz parafii na zewnątrz. Szczegółów nie podał. Autor protestu kilkakrotnie próbował skontaktować się z księdzem proboszczem. Bezskutecznie. 10 listopada było inaczej. Wspólnie z T. Zajdą i M. Orwatem wybraliśmy się na dyżur księdza proboszcza. Przyjął nas około 17.00 w biurze parafialnym. Nie wiedzieć czemu, duchowny zaryzykował twierdzenie, że chcemy pogrążyć ks. Stanisława Głowskiego. Długo mówił o dwóch frakcjach - zwolenników i przeciwników eksproboszcza. W końcu przeszedł do konkretów. Wyjawił, że anteny zamontowała warszawska firma P4, że są z atestem, ale jeszcze nie działają. O szczegóły kazał pytać w kurii. Tam też zaproponował przesłać kopię protestu z załączonymi podpisami mieszkańców. Ksiądz utrzymywał, że obawy mieszkańców są bezzasadne, bo inwestor nie podjąłby się niczego, co byłoby niezgodne z prawem. Ponoć podobne anteny są zamontowane na kościele poewangelickim w Miłosławiu. Sprawdziliśmy wątek miłosławski. Na kościele faktycznie jest zamontowany nadajnik, ale nie telefonii komórkowej, tylko internetowy. Gmina, która jest właścicielem nieruchomości, długo nie otrzymała z tego tytułu ani złotówki - przynajmniej tak zapewniła nas dyrektor Miłosławskiego Centrum Kultury Maria Hetmańczyk. Dopiero po pięciu latach (w 2008 r.) umowa została renegocjowana, dzięki czemu do budżetu gminy wpływa co miesiąc 300 zł. Ksiądz ekonom Kazimierz Kociński z Kurii Metropolitalnej w Gnieźnie zapewnia, że inwestycja w parafii św. Kazimierza Królewicza jest zgodna z prawem. - Anteny zostały założone jak najbardziej legalnie. Mamy pozwolenia od starosty i burmistrza - zapewnił. To ciekawe, bo Kunegunda Zakrzewska z wydziału gospodarki gruntami i architektury urzędu miasta o przykościelnej inwestycji nie słyszała. W temacie zorientowany jest natomiast Jarosław Sobczak, naczelnik wydziału środowiska i rolnictwa starostwa powiatowego. Kilka dni temu rozmawiał z delegacją protestujących mieszkańców. - Bez względu na to, kim jest inwestor i gdzie zamontował anteny, to złamał prawo - nie ma wątpliwości. Utrzymuje, że nikt nie wystąpił o środowiskowe uwarunkowania dla przedsięwzięcia ani nie przedstawił raportu oddziaływania na środowisko. P4 to niezależny operator telefonii komórkowej. Na oficjalnej stronie internetowej firmy widnieją tylko adresy mejlowe. Pytania przesłaliśmy do Marcina Gruszki, rzecznika prasowego. Nie odpowiedział. Rozmawialiśmy natomiast z dr. hab. Markiem Zmyślonym z Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi, który od lat bada wpływ pola elektromagnetycznego na komórki ludzkiego organizmu. - Samo pole elektromagnetyczne nie wpływa znacząco na procesy utleniania, może jednak niekorzystne zmieniać działanie innych szkodliwych czynników, sprzyjających powstawaniu wolnych rodników tlenowych - twierdzi naukowiec. - Należy je traktować jak jedno z zanieczyszczeń środowiska naturalnego. Nic więcej - uspokaja. Póki co, protestujący mieszkańcy osiedla Sławno czekają na odpowiedzi z inspektoratu środowiska i kurii metropolitalnej. Uzależniają od nich dalsze kroki. Tomasz Szternel