- Faktycznie, w naszym mieście istnieje ogromna liczba potencjalnych tras, którymi egzaminator może zaskoczyć zdającego - przyznaje Mariusz Prasek, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Poznaniu. - Poza tym są tu tramwaje i spory ruch drogowy - mówi Szymon Murawski, student fizyki, który zdecydował się na zdawanie w Pile. - Myślę, że było mi łatwiej. W tym mieście jest tylko kilka rond i prostych skrzyżowań. Zdałem za pierwszym razem - opowiada Szymon. Poznaniacy po prawo jazdy jeżdżą coraz dalej. Egzaminacyjna turystyka sprawiła jednak, że dziś w Pile czeka się na egzamin mniej więcej tak samo długo jak w Poznaniu - nawet dwa miesiące. Jakie alternatywne miejsca mają do dyspozycji poznaniacy? Ci, którym zależy na czasie mogą wybrać Konin, Leszno lub położony dalej Sieradz. Ten ostatni stał się już mekką dla kursantów z całej okolicy. - Nic w tym dziwnego - twierdzi Mateusz Dąbrowski, licealista który zamierza właśnie tam złożyć dokumenty egzaminacyjne. - Najtrudniejszą częścią egzaminu jest wjazd i wyjazd z ronda. A w Sieradzu rondo jest tylko jedno. Poza tym kilka ulic i żadnych tramwajów - dodaje. Dyrektor tamtejszego WORD-u Henryk Waluda przyznaje, że na ulicach miasta w każdej chwili znajduje się jednocześnie od 100 do 120 "elek". - Codziennie zdaje u nas egzamin ok. 220 osób - mówi Waluda. W ponad dziesięciokrotnie większym Poznaniu, ich liczba jest jedynie dwa razy większa. Mimo tak wielu chętnych, na egzamin w Sieradzu czeka się tylko około 2 tygodni. Chociaż miasto wydaje się łatwiejsze, zdawalność nie wygląda już tak różowo. W Poznaniu zdaje średnio co drugi kursant, a u nas tylko 31 procent. Dlatego dziwi mnie to, jak wielu ludzi składa dokumenty w naszym ośrodku - mówi dyrektor sieradzkiego WORD-u, przyznając jednocześnie, że niewielu z tych, którym się powiodło, pochodzi spoza jego powiatu. - Nie istnieje regionalizacja egzaminów - wyjaśnia Prasek. - Dlatego każdy, kto zda egzamin wewnętrzny w swoim ośrodku szkoleniowym, ma prawo wysłać dokumenty do dowolnego centrum ruchu drogowego w kraju. - dodaje. Mimo, że na egzaminy poza Poznaniem zgłasza się spora liczba mieszkańców miasta, nie zawsze znajduje to uznanie wśród instruktorów. - To narażanie kursantów i innych uczestników ruchu na niebezpieczeństwo - denerwuje się Krzysztof Urbaniak, instruktor jednej ze szkół jazdy w Poznaniu. - Ludzie nieznający miasta stwarzają zagrożenie i łatwo mogą ulec wypadkowi. Nie zgadza się z tym Damian Dubina, kierowca z trzyletnim stażem. - Jeśli ktoś opanuje jazdę w dużym mieście, to na pewno poradzi sobie też równie dobrze w mniejszym. Nie można przecież uczyć kogoś, by potrafił prowadzić pojazd tylko w swojej miejscowości - komentuje Damian. Szymon zdecydował się na kurs na tzw. obozie motoryzacyjnym w Pile. W Polsce działa ich kilka, ale zasada działania każdego jest podobna. Za około 2500 zł uczestnik obozu odbywa pełen kurs składający się z jazd po mieście i wykładów teoretycznych, a następnie podchodzi do egzaminu. Wszystko w dwa tygodnie. - Sądzę, że było mi łatwiej niż innym - opowiada Szymon. - Kurs był bardzo intensywny. Jeździliśmy przez kilka godzin dziennie i po dwóch tygodniach człowiek czuł się już oswojony z samochodem i miastem. - dodaje. Mimo, że koszt może odstraszać, to obóz, prócz nauki zapewnia także świetną zabawę i ciekawe wakacje. Kamil Całus