Przepisy gwarantujące swobodny wybór miejsca pracy miały też działać "w drugą stronę". Okazuje się jednak, że obcokrajowcom przyjeżdżającym do nas, rzuca się kłody pod nogi. Mark Bedford jest kucharzem. Pochodzi z Irlandii, ale jako szef kuchni pracował już m.in. w Hiszpanii, Holandii i Włoszech. Od początku października mieszka w Poznaniu. Skąd wziął się w Polsce? - Przyjechałem tu z miłości - śmieje się. Podczas ubiegłorocznych wakacji w Hiszpanii Mark poznał bowiem Agnieszkę Wilińską - studentkę Turystyki i Rekreacji z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, która akurat tam pracowała. - Poznaliśmy się na plaży - mówi dziewczyna. - Potem zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu, aż nadszedł czas mojego powrotu do Polski. Wtedy Mark zdecydował, że jedzie ze mną... Szybko okazało się, że przyjazd Irlandczyka na stałe do Polski to nie taka prosta sprawa. Mężczyzna miał przyjechać do Poznania na przełomie września i października. - Od początku planowaliśmy, że zamieszkamy tu razem. Ja będę studiować, a Mark poszuka pracy jako szef kuchni - opowiada Agnieszka. - Poszłam więc do Urzędu Skarbowego zapytać, jakie dokumenty będą potrzebne, żeby Mark mógł legalnie pracować w Polsce. Wtedy "zaczęły się schody". - Chodziłam od urzędu do urzędu, ale żaden urzędnik nie był w stanie udzielić mi pełnej informacji w sprawie obcokrajowca - twierdzi dziewczyna. - Jedni mówili, że Mark potrzebuje karty stałego pobytu, inni - że nie. Większość pracowników urzędów śmiała mi się w twarz, że Irlandczyk chce przyjechać do Polski pracować i że powinno być chyba na odwrót - skarży się Agnieszka. - W końcu wszelkie potrzebne informacje znalazłam w internecie, bo urzędnicy nie zdołali mi ich przekazać - dodaje. Co na to pracownicy Urzędu Skarbowego? - Trudno mi powiedzieć, dlaczego nasi urzędnicy nie udzielili tej pani pełnej informacji - mówi Aldona Joszcz, naczelnik Urzędu Skarbowego Poznań-Wilda, któremu "podlegają" w Poznaniu Agnieszka i Mark. - W każdym urzędzie jest specjalne stanowisko, przy którym siedzi osoba służąca informacją. Nie mam pojęcia, dlaczego zaistniała taka sytuacja . - Sprawa powinna trafić do nas - kwituje sprawę Jacek Wojcieszak z Działu Ewidencji. - My udzielilibyśmy jej wszelkich informacji. Zatem jakie dokumenty są potrzebne obywatelowi Unii Europejskiej, by móc otrzymać nr NIP, a tym samym - móc legalnie pracować w Polsce? - Potrzebne jest poświadczenie zameldowania w Polsce i paszport - tłumaczy Wojcieszak. - Okres oczekiwania na wydanie NIP-u wynosi miesiąc. - To jakiś absurd - mówi Mark. - W żadnym z krajów, w którym byłem, nie funkcjonuje coś takiego jak NIP! W Holandii wystarczy iść na najbliższy posterunek policji i podstemplować paszport. W Hiszpanii w około pół godziny załatwiłem tymczasowy dowód osobisty, dzięki któremu mogłem tam mieszkać i pracować. Ta polska biurokracja to jakiś relikt komunizmu! Kompletnie nic nie wiadomo... Obcokrajowcom przyjeżdżającym do Poznania przydałby się z pewnością informator, w którym znaleźliby wszelkie potrzebne wiadomości, także o procedurach urzędowych. Póki co, Urząd Miasta nie wydał jednak takiej publikacji. - Być może w przyszłości pomyślimy o stworzeniu takiego informatora, ale póki co go nie ma. Możemy tylko polecić przewodniki turystyczne czy publikacje dla zagranicznych studentów, które są dostępne na rynku - mówi Rafał Łopka z biura prasowego poznańskiego Urzędu Miasta. Póki co, cudzoziemcy, pragnący zamieszkać na stałe w Polsce, muszą radzić sobie sami. Poza bataliami w urzędzie, czekają na nich także inne przykre niespodzianki. - Szukanie pracy wspominam koszmarnie - mówi Mark. - Niezbyt dobrze mówię po polsku, dlatego na początku Agnieszka chodziła ze mną do różnych pubów i restauracji zostawić CV. Potem zdecydowaliśmy jednak, że będę to załatwiał sam. Tu pojawił się kolejny problem. - Obeszliśmy prawie wszystkie knajpki w obrębie Starego Rynku i prawie nigdzie pracownicy nie znali angielskiego! - opowiada Agnieszka. - W niektórych miejscach wprost powiedzieli mi, że mogą wziąć CV, ale pracy, z powodu bariery językowej, na pewno nie dostanę - mówi Mark. - To było dla mnie nie do pomyślenia, bo mam 15 lat doświadczenia jako kucharz i w każdym innym kraju bez problemu znajdowałem pracę, nawet jeśli nie znałem języka. Tak było np. w Hiszpanii, gdzie pracowałem przez 5 lat. Ostatecznie Mark znalazł pracę w restauracji "Fidelio" na Garbarach. Teraz czeka na NIP. - W końcu wszystko zaczyna się układać, ale początki mojego pobytu w Polsce to był koszmar - wspomina. - Polacy są bardzo sympatyczni, a Polska to piękny kraj, ale wasze urzędy wciąż tkwią mocno w epoce komunizmu. Jeśli chcecie, żeby więcej obcokrajowców do was przyjeżdżało, koniecznie musicie to zmienić. Tak, jak jest teraz, po prostu nie może zostać. Anna Przybył Wiadomość pochodzi z portalu Tutej.pl