4 marca ub. roku wskutek wybuchu gazu zawaliła się część kamienicy na poznańskim Dębcu. Prokuratura ustaliła, że bezpośrednią przyczyną eksplozji w budynku było celowe odkręcenie przez Tomasza J. rury doprowadzającej gaz do kuchenki. Spowodowało to uwolnienie się znacznej ilości gazu i w efekcie doprowadziło do jego wybuchu. W ruinach budynku znaleziono ciała pięciu osób; rannych zostało łącznie ponad 20 mieszkańców kamienicy. Motywem działania sprawcy - według śledczych - miało być zatarcie śladów przestępstwa. Prokuratura oskarżyła Tomasza J. o zabójstwo żony Beaty J., znieważenie jej zwłok, a także zabójstwo czterech osób i usiłowanie zabójstwa 34 mieszkańców kamienicy poprzez wybuch gazu. Tomasz J. został też oskarżony o spowodowanie wypadku drogowego, w wyniku którego ciężkich obrażeń ciała doznał jego syn Kacper. W toku śledztwa Tomasz J. został poddany obserwacji sądowo-psychiatrycznej; biegli orzekli, że w chwili popełnienia zarzucanych mu czynów był całkowicie poczytalny. Mężczyźnie grozi dożywocie. Nie przyznał się do żadnego z zarzucanych mu czynów W piątek przed poznańskim sądem, przy zachowaniu szczególnych środków bezpieczeństwa, rozpoczął się proces Tomasza J. Mężczyzna na salę rozpraw został doprowadzony z aresztu, w którym przebywa od końca marca ub. roku. Tomasz J. nie przyznał się w sądzie do żadnego z zarzucanych mu czynów; odmówił też złożenia wyjaśnień. Za pośrednictwem obrońcy złożył oświadczenie, że nie chce uczestniczyć w piątkowej rozprawie, ani nie chce być doprowadzany na kolejne. Po złożeniu oświadczenia Tomasz J. został wyprowadzony z sali. Pierwszym przesłuchanym w sprawie świadkiem była siostra Beaty J., Iwona Ch.-O. Powiedziała, że Tomasz J. wielokrotnie groził żonie. "Groził jej, że zabije siebie, zabije ją, lub zabierze jej to, co najbardziej kocha. Nie powiedział, że Kacprowi coś zrobi, tylko właśnie odgrażał się w taki sposób" - zeznała. "Impulsywność Tomasza J. potęgowana nadużywaniem alkoholu" Według świadka małżeństwo cierpiało ze względu na impulsywność Tomasza J. potęgowaną nadużywaniem alkoholu. "Moja siostra była osobą bardzo skrytą i przed wypadkiem z 1 stycznia wiedziałam o ich problemach małżeńskich, ale nie wiedziałam, że jest osobą, która obawia się o swoje zdrowie i o zdrowie swojego dziecka" - powiedziała. Dodała, że jej siostra nie traktowała gróźb męża poważnie do czasu wypadku samochodowego. "Po wypadku była przekonana w stu procentach, że to było spowodowane z premedytacją" - zeznała. W opinii świadka, po tym wypadku Beata J. zaczęła też inaczej traktować zachowanie męża. "Wyznała mi, że bała się Tomka (...) powiedziała mi, że zabił jej psa pod jej nieobecność" - dodała. Zaznaczyła, że ze względu na zachowanie oskarżonego w mieszkaniu wymieniono zamki w drzwiach. Kacper, syn Beaty J., jest obecnie pod pieczą Iwony Ch.-O. W wyniku wypadku chłopiec przeszedł szereg poważnych operacji i czeka go długotrwała rehabilitacja. Dziecko jest pod stałą opieką psychologa. "Krzyczałam, wołałam pomocy" Na rozprawie zeznawała też Renata K., jedna z poszkodowanych w katastrofie. W kamienicy mieszkała wraz z 31-letnim synem Danielem i córką, ale w momencie wybuchu, córki nie było w domu. Mieszkanie kobiety znajdowało się na 3. piętrze budynku. Renata K. w swoich zeznaniach opisała przebieg zdarzenia. Jak mówiła, chwilę przed wybuchem szykowała synowi śniadanie. "Kiedy zrobiłam Danielowi śniadanie on wstał, założył bluzę. Siedząc przy ławie jadł śniadanie, wcześniej włączył telewizor. Ja w tym czasie poszłam do kuchni, chciałam zrobić sobie kawę. Było ok. godz. 7.50. Kiedy sypałam kawę usłyszałam huk i zobaczyłam, jak wszystkie ściany lecą na mnie. Po wszystkim spadłam do wysokości pierwszego piętra, tyle było gruzu" - mówiła. "Wokół było pełno dymu, kurzu i gruzu. Krzyczałam, wołałam pomocy. Będąc zakleszczona pod gruzem wołałam: Daniel! Na co usłyszałam głos syna: mamo, mamo. Potem już go nie słyszałam. Później od strony bramy dobiegł jakiś mężczyzna, nie był mieszkańcem kamienicy, nie znam go. Zapytał jak ma mi pomóc (...). Będąc w szoku chodziłam, szukałam Daniela. Pamiętam tylko uciekających z kamienicy ludzi oraz pracujących później na miejscu strażaków" - dodała. "Jestem wrakiem człowieka" Daniel, syn Renaty K. był jedną z śmiertelnych ofiar katastrofy. Kobieta podkreśliła przed sądem, że jest przekonana o winie Tomasza J. "Wiem, że to on zrobił. Zabrał mi syna, zabrał tyle niewinnych osób. Syn miał mi być podporą na starość. A zamiast on mi kwiatka przynieść, to ja mu muszę przynosić. Jestem rozstrojona, jestem wrakiem człowieka" - powiedziała. Jeden z obrońców Tomasza J. adw. Szymon Stypuła powiedział mediom po rozprawie, że "tak naprawdę zrobiliśmy dzisiaj pierwszy, niewielki krok do tego, aby ustalić, co naprawdę się wydarzyło - nie tylko w dniu 4 marca, ale również wcześniej" - podkreślił. "Wbrew pozorom ta sprawa nie jest oczywista. Ta sprawa ma wymiar bardzo szeroki, ona jest wielopłaszczyznowa, bardzo skomplikowana i wielowątkowa. Dlatego proszę, w imieniu również klienta o to, aby wstrzymać się z jakimikolwiek bardzo precyzyjnymi komentarzami" - powiedział Stypuła i przypomniał, że w sprawie przed sądem zeznawać ma ok. 40 świadków. Prokurator Łukasz Stanke powiedział dziennikarzom, że jest zaskoczony decyzją Tomasza J., który nie chce uczestniczyć w rozprawach. "Dziwi mnie też trochę, że nie ma odwagi cywilnej spojrzeć pokrzywdzonym w twarz" - powiedział.