- To moje pisanie to są wszystko moje fantazje, jako autora tych zapisków. Jestem w tym zakresie jedną z wielu osób, która pisze i ucieka w ten sposób do świata fantazji. A pragnę podkreślić, że dotąd nie słyszałem, aby jakiejkolwiek światowej sławy autor kryminalnych bestsellerów, autor scenariusza, czy reżyser filmowy, o takiej samej tematyce - zasiadał na ławie oskarżonych. Wówczas mogłoby zabraknąć miejsca w więzieniu - mówił w środę w sądzie Grzegorz L., składając wyjaśnienia w sprawie. Przekonywał, że nie ma nic wspólnego ze śmiercią adopcyjnego ojca Wojciecha L. Zobacz też: USA: Uniewinnienie Kyle'ego Rittenhouse'a. 18-latek zabił dwóch uczestników zamieszek w KenoshyGrzegorz L. został oskarżony w związku ze zdarzeniem z maja 2015 roku. Wtedy to w Jeziorze Lusowskim w Wielkopolsce odnaleziono zwłoki mężczyzny. Początkowo zakładano, że śmierć nastąpiła w wyniku zawału serca i utonięcia; dopiero po latach śledczy podali, że udało się wyjaśnić okoliczności tego zdarzenia. "Zemsta po latach" Sprawą śmierci mężczyzny w podpoznańskim Lusówku zajmowali się śledczy z Prokuratury Rejonowej Poznań Grunwald i funkcjonariusze tzw. Archiwum X Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Wykonując czynności procesowe w innym postępowaniu, dotarli do notesów należących do Grzegorza L. W jednym z nich, w rozdziale zatytułowanym "Zemsta po latach", odkryli opis zabójstwa, jakiego miał dokonać Grzegorz L. Mężczyzna w pamiętnikach, stosując retrospekcję, miał opisywać swoje życie od narodzin do śmierci swojej matki, w tym krzywdy, jakich doznał od swojego ojca w dzieciństwie.Prokuratura w akcie oskarżenia zarzuciła Grzegorzowi L., że 26 maja 2015 roku w podpoznańskim Lusówku zabił swojego adopcyjnego ojca, zrzucając go z pomostu do wody, a czynu tego dokonał "w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie"; chodziło o zemstę m.in. za złe traktowanie go w dzieciństwie. Grzegorz L. nie przyznał się do zabójstwa ojca. Także w środę w sądzie zaprzeczył, by miał z jego śmiercią cokolwiek wspólnego.W wyjaśnieniach składanych w sądzie oskarżony opisał swoje dzieciństwo; wskazał, że w wieku 4 lat został adoptowany. Po kilku latach małżeństwo adopcyjnych rodziców zaczęło się psuć; kiedy Grzegorz L. miał 8 lat, ojciec opuścił rodzinę. Podkreślał, że adopcyjnym rodzicom zawdzięcza m.in. fakt, że dzięki nim poznał znaczenie słowa dom i rodzina. "To oni mnie adoptowali" - Gdyby nie państwo L. to mogłem spędzić swoje życie w jakimś domu dziecka. To oni mnie adoptowali w wieku 4 lat, do czego bezsprzecznie przyczynił się Wojciech L. Dziś dzięki temu mogę używać jego nazwiska, a kiedy dopisuje imię ojca, każdorazowo pojawia się imię Wojciech - podkreślał.- Ojciec założył inną rodzinę, urodził się z tego związku jego biologiczny syn, a ja pozostałem wobec tego obojętny, nie pałałem żadną zazdrością. Miłość matki rekompensowała mi brak ojca. W tych najtrudniejszych, początkowych dniach po odejściu ojca mama wielokrotnie powtarzała mi, że jestem dla niej całym światem. I to najzwyczajniej mi wystarczało. Chociaż pewnie najłatwiejszym dzieckiem nie byłem, co dziś odzwierciedla moja karta karna. Jednak moje niewłaściwe zachowania czy też w minimalnych stopniu agresywne nie dotyczyły moich najbliższych - wskazywał. Grzegorz L. podkreślał, że na ławie oskarżonych znalazł się nie ze względu na jego działania - bo, jak mówił, nic złego względem ojca nie zrobił - ale ze względu na wyimaginowane oskarżenia. Mężczyzna wskazał m.in. na Krystiana S. Jak tłumaczył, Krystian S. wraz z Joanną S. nie mieli się gdzie podziać, więc oskarżony zaproponował im, by przez miesiąc zamieszkali w jego mieszkaniu. Ich pobyt się wydłużył. Ponadto, będąc w tym mieszkaniu, zapoznali się z treścią notesów oskarżonego - później mieli o nich rozmawiać, mieli mieć świadomość, że to fikcja. Oskarżony wskazał w sądzie, że kiedy jego i Krystiana S. zatrzymano do innej, wspólnej sprawy - Krystian S. pomawiając go i mówiąc prokuraturze, że L. dokonał zabójstwa - miał otrzymać łagodniejszy wyrok. "Uciekałem poza mury więzienia" Oskarżony wskazywał, że pisanie pamiętników polecił mu psycholog, kiedy przebywał w zakładzie karnym. Jak mówił, to była fikcja, a dzięki pisaniu przenosił się do świata fantazji.- Ja w ten sposób uciekałem poza mury więzienia i przede wszystkim też zasłaniałem w ten sposób swoją żałobę po stracie jedynej bliskiej osoby w moim życiu, mojej mamy. Był to bowiem dla mnie najgorszy okres w życiu, zostałem sam. Oczywiście mogłem pisać o żyjących i o miłości, czy też o biednych Syryjczykach w ogarniętym wojną kraju. A nawet próbować tworzyć nową sagę Gwiezdnych Wojen. Rzuciłem się w świat fantazji, a moje zapisy stały się dla mnie najczarniejszą z najczarniejszych reperkusji, które nigdy nie powinny zostać w ten sposób zinterpretowane - powiedział.- Dziś zasiadam na ławie oskarżonych, gdzie mam już łatkę wyrachowanego ojcobójcy. Jakim bym musiał być zwyrodnialcem, żeby zabić człowieka, który przed blisko 40-laty zabrał mnie z sierocińca pod swój dach, dał swoje nazwisko i choćby tylko przez krótki okres czasu tworzył pojęcie pełnej rodziny? - dodał. Przestępstwo zagrożone dożywociem Oskarżony zwrócił się do sądu o wnikliwe przeprowadzenie tego postępowania, gdzie - jak mówił - jest mnóstwo wątpliwości a prawdziwych, namacalnych dowodów nie ma. - Ja nie chce być ofiarą śmierci mojego ojca, zatem proszę o uznanie wątpliwości jako korzystnych dla mnie - zwrócił się do sądu oskarżony. Po odczytaniu poprzednich protokołów wyjaśnień Grzegorz L. powiedział, że niektóre z opisanych zdarzeń w jego notesach są zgodne z prawdą, a inne - jak znęcanie się ojca nad nim i matką, czy też przyczynienie się do śmierci ojca - to już fikcja literacka. Oskarżony nie podtrzymał także w sądzie swoich poprzednich wyjaśnień, w których wskazywał, że miał udział w śmierci ojca - powiedział, że był wystraszony, nie wiedział do końca o co chodzi. - Nie spodziewałem się, że z tego wyjdzie taka sprawa - podkreślił. W środę sąd przesłuchał także pierwszych świadków, w tym strażaka OSP, który w 2015 roku miał brać udział w akcji wyciągnięcia ciała Wojciecha L. z jeziora.Oskarżonemu za zarzucane mu przestępstwo grozi kara do dożywotniego pozbawienia wolności.