- Nawiązujemy do słynnych taśm , który opowiedział o swoich towarzyszach z - powiedział Piotr Lisiewicz, organizator happeningu. Część uczestników happeningu miała założone na głowy rekwizyty w kształcie brzytew, a działaczom SLD rozdawano zegarki "A'la Kwaśniewski". Na prośbę organizatorów wiecu policja wyprowadziła z placu Mickiewicza członków "Naszości" i spisała ich personalia. Po kilkunastu minutach zostali oni zawiezieni do jednego z komisariatów. Rzecznik poznańskiej policji Zbigniew Paszkiewicz powiedział, że uczestnicy happeningu zostali zatrzymani ze względu na zakłócenie legalnej manifestacji. "Po tym jak po spisaniu doszło do przepychanek i naruszenia cielesności jednego z funkcjonariuszy, zapadła decyzja o wywiezieniu kilkunastu osób na komisariat" - dodał. W policyjnej izbie zatrzymań pozostał jeden z zatrzymanych, którego policja obwinia o napaść na funkcjonariusza. Stanie on w środę przed sądem grodzkim, będzie odpowiadał za swój czyn w trybie 24-godzinnym. Pozostałe osoby po złożeniu wyjaśnień zostały zwolnione. Akcja Alternatywna "Naszość" zaprzecza policyjnej wersji przebiegu wydarzeń podczas happeningu. - Zarzut poznańskiej policji dotyczący tego, że jeden z uczestników happeningu "Naszości" uderzył policjanta, jest wyssany z palca. Filip Rdesiński, któremu policja postawiła taki zarzut, został pobity przez policjantów i na komisariacie zażądał przybycia lekarza. Jedyne, co robił, to wyrywał się z powodu bólu, gdy policjanci wykręcali mu ręce - powiedział organizator happeningu Piotr Lisiewicz. Szczegółowych wyjaśnień na temat akcji policji w Poznaniu zażądał Komendant Główny Policji. "Komendant Kornatowski polecił wyjaśnić wszystkie okoliczności interwencji policji w Poznaniu związanej z zakłóceniem wiecu pierwszomajowego - powiedziała rzecznik prasowy KGP nadkom. Danuta Wołk-Karaczewska. W oficjalnych lewicowych uroczystościach wzięło udział ponad sto osób. Złożono kwiaty pod pomnikiem Poznańskiego Czerwca'56.