Przęsła znajdują się 35 metrów nad wodą i ponad dwa metry nad jezdnią. Z takiej wysokości młodzi ludzie obserwują Poznań nocą. Wielu chętnych Wejście na przęsło mostu świętego Rocha nie jest dziś czymś nieosiągalnym. Wręcz przeciwnie, staje się coraz bardziej popularnym "sportem". Już na starym moście świętego Rocha zdarzały się przypadki, że studenci ryzykowali życiem. Wspinali się na sam szczyt jego łuku, a nawet przejeżdżali po przęsłach jednośladami. I zdawać by się mogło, że te czasy już minęły. Wygląda jednak na to, że sytuacja nie uległa zmianie do dzisiaj. Przestrogi policji po otwarciu nowego mostu na niewiele się zdały. W internecie można znaleźć filmiki, na których młodzi ludzie wbiegają po łuku lub zjeżdżają z niego na rowerze. Świadczą one o tym, jak wielką "atrakcję" stanowi dzisiejszy most świętego Rocha. Nie tylko cieszy on oko nocą, przy blasku sztucznych świateł, ale dostarcza również rozrywki osobom spragnionym adrenaliny. Gdy nadchodzi zmrok, "Roch" staje się smacznym kąskiem dla łowców ekstremalnych przygód. Grono takich osób wciąż tworzą głównie poznańscy studenci. Uczestniczką nocnych eskapad, zwieńczonych wchodzeniem po przęsłach, była Ola Jastrzębska, studentka UAM. - Kiedy rozpoczął się rok akademicki, postanowiłam lepiej poznać miasto. Pomógł mi w tym mój chłopak. Zabierał mnie w miejsca, które już znał. Muszę przyznać, że "zdobywanie" mostu było naprawdę ciekawym i niesamowitym doświadczeniem. Cóż, kiedy jest się zakochanym, robi się różne szalone rzeczy - wyznaje. - Most świętego Rocha odwiedzam bardzo często - przyznaje Kuba. - Codziennie wieczorem objeżdżam Poznań rowerem. Kiedy znajdę się w okolicy przeprawy, nie mogę odmówić sobie tej przyjemności. Nie policzę, ile razy wchodziłem po przęsłach, ale było ich dużo. Chciałbym pewnego dnia wjechać tam na rowerze - dodaje z uśmiechem. Niektórzy spadają Osób z ekstremalnie zabarwionymi wspomnieniami znalazłoby się pewnie jeszcze wiele i niewątpliwie opowiadałyby o swoich przeżyciach z podekscytowaniem. Jednak zawsze znajdą się też tacy, którzy mają mniej szczęścia lub po prostu dotychczasowy fart nagle zawiedzie. Do tej grupy zaliczyć można Krzyśka. Pewnego wieczoru, wchodząc już nie pierwszy raz po łuku, spadł i złamał nogę. - Od czasu do czasu nachodzi mnie ochota i podejmuję wyzwanie. Lubię przypływ adrenaliny i dobrze się przy tym bawię. Do tej pory jakoś nic mi się nie stało. Tym razem po prostu miałem pecha - przyznaje. Policja w ostatnim czasie nie miała zgłoszeń dotyczących podobnych przypadków. Wie natomiast, że do ekstremalnych wyczynów dochodziło tam już wcześniej. Według Tomasza Libicha z Zarządu Dróg Miejskich w Poznaniu, obiekt jest zabezpieczony. Jednocześnie przyznaje, że widział w internecie popisy zdobywców przęseł na tym właśnie terenie. - Jest to poważny problem - mówi Przemysław Piwecki ze Straży Miejskiej. - Można spekulować, że to stwarzanie zagrożenia. Myślę jednak, że na dobrą sprawę nie da się z tym nic zrobić. Gdyby, nie daj Boże, miał miejsce jakiś poważniejszy wypadek, dopiero wtedy można by się zastanawiać, jak rozwiązać ten problem - twierdzi. Problem zostaje Żadna z jednostek nie jest w stanie odnieść się do konkretnego przepisu, zakazującego wspinaczki po przęsłach. Mimo to, według Joanny Śmierzchal-skiej, z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu, policja przewiduje konsekwencje dla nieustraszonych. - Tego typu zachowania mogą zakończyć się pouczeniem, mandatem, a nawet skierowaniem do sądu grodzkiego. Wszystko jednak zależy od okoliczności - informuje Joanna Śmierzchalska. Wszyscy wydają się być bezradni. Pozostaje wierzyć, że nikomu nic się nie stanie i jedynym trwałym śladem, jaki pozostawią po sobie nocne przygody z "Rochem", będą szalone młodzieńcze wspomnienia. Aleksandra Żychowska redakcja.poznan@echomiasta.pl