Do zdarzenia doszło 12 maja, gdy niedowidząca i niedosłysząca 17-letnia Maja Sobczak szła do szkoły wraz ze swoją koleżanką Aleksandrą. Z naprzeciwka jechała 45-letnia rowerzystka Anna D.-H. Kobiecie udało się wyminąć Maję, przejeżdżając między nią a ogrodzeniem - pisze Głos Wielkopolski. Poznań. Niepełnosprawna nastolatka potrącona przez rowerzystkę. Kobieta twierdzi, że dziewczynka ją zaatakowała Z relacji dziewczynki wynika, że w trakcie wymijania rowerzystka potrąciła ją lekko w ramię, lecz nie zwróciło to szczególnej uwagi nastolatki. - Później stanęłyśmy z Olą przed przejściem dla pieszych i czekałyśmy, aż będziemy mogły spokojnie przejść. Nagle usłyszałam huk, odwróciłam się i zobaczyłam, że kobieta rzuciła rower na płot - mówiła 17-latka. Następnie kobieta miała podbiec do nastolatki, chwycić ją za włosy oraz zapytać, czy jest normalna, by ostatecznie rzucić dziewczynką o chodnik. Koleżanka próbowała uspokoić agresywną kobietę. Tłumaczyła, że Maja jest osobą niedowidzącą i niedosłyszącą, lecz Anna D.-H. zaczęła sugerować uniesionym głosem, że niepełnosprawna "na pewno wszystko widzi". Na koniec kobieta wsiadła na rower i odjechała. Maja dodała, że była w szoku i ledwo podniosła się z chodnika. Wciąż pozostaje pod opieką psychoterapeuty, by uporać się z traumą po całym zdarzeniu - podkreśla Głos Wielkopolski. Oskarżona nie przyznaje się do winy. "Ta dziewczyna chciała mnie zabić" 17-latka doznała otarć naskórka. Poszkodowana wraz z mamą zdecydowały się zgłosić sprawę na policję. Gdy nazajutrz służbom udało się ustalić tożsamość kobiety, postawiono jej zarzuty uszkodzenia ciała, co uznano za występek chuligański. Sąd wydał w sprawie wyrok nakazowy, bez przeprowadzania procesu, skazując Annę D.-H. na karę grzywny oraz zobowiązał ją do zapłaty nawiązki na rzecz pokrzywdzonej dziewczyny, lecz oskarżona nie zgodziła się z wyrokiem. W poniedziałek przed Sądem Rejonowym Poznań Wilda rozpoczął się formalny proces 45-latki, która wciąż nie przyznaje się do winy. Składając obszerne wyjaśnienia rowerzystka stwierdziła, że to ona jest pokrzywdzona, a 17-latka "chciała ją zabić". Rowerzystka nazwała upadek dziewczyny "wyuczonym siadem krzyżnym" - W momencie, kiedy byłam z tą panią (Mają - przyp. red.), która przechodziła obok mnie, poczułam ogromny nacisk na mojej lewe ramie i pchnięcie, co powodowało, że straciłam równowagę, wbiłam się z impetem w metalową barierkę i straciłam przytomność, nie wiem na jak długo - mówiła oskarżona dodając, że zawsze jest ostrożna i nigdy nie miała wypadku - podaje lokalna prasa. Kobieta przekonywała, że doznała poważnych dolegliwości i nikt nie udzielił jej pomocy. - Z impetem łokciem odcisnęła do tyłu, ona się zamachnęła i popchnęła mnie. Uznałam to jako atak na moje życie, zrobiła to specjalnie - oznajmiła przed sądem Anna D.-H. - Nie wiedziałam, co się dzieje, że te kobiety nie reagują. W związku z tym postanowiłam obrócić kobietę, która mnie pchnęła, żeby spojrzała na mnie, nawiązała ze mną kontakt wzrokowy i wyjaśniła tę sytuację - powiedziała rowerzystka. - Gdy ta kobieta nie reagowała, chwyciłam ręką za jej prawe ramię i próbowałam ją obrócić w moim kierunku, ale nie dałam rady tego zrobić. Ponowiłam próbę odwrócenia tej kobiety. Miała długie włosy, szarpiąc ją za ramię, szarpnęłam też za włosy - dodała. Ta reakcja oskarżonej miała spowodować upadek Mai. W opinii 45-latki nastolatka jednak "wyuczonym manewrem usiadła siadem krzyżnym, podpierając się głową. Wyglądała jakby była pod wpływem środków uspokajających". Kobieta przekonuje, że po zdarzeniu cierpi na zawroty głowy i padaczkę pourazową Kobieta po całym zdarzeniu odjechała na rowerze. Choć podkreślała, że dokuczały jej bóle głowy i wymioty, to zamiast do lekarza udała się do pracy. W odpowiedzi na zeznania kobiety obrońca poszkodowanej nastolatki podkreślił, że w protokole zatrzymania nie ma jednak informacji o jakikolwiek obrażeniach rowerzystki. Tłumacząc ten fakt kobieta stwierdziła, że "policjantom się spieszyło i wpisywali, co chcieli". Adwokat 17-latki dopytał również, dlaczego kobieta nie wezwała pogotowia. Oskarżona tłumaczyła natomiast, że "była w szoku i nie zdawała sobie sprawy z obrażeń". Rowerzystka stwierdziła, że chciała udać się do lekarza następnego dnia, lecz została zatrzymana przez policję. Do lekarza trafiła ostatecznie po kilku dniach. W zeznaniach podkreśliła, że pół roku od zdarzenia stale doskwierają jej zawroty głowy i padaczka pourazowa. Kolejna rozprawa zaplanowana jest na 12 grudnia.