Dramat całej sytuacji polega na tym, że oskarżony nawet nie znał mężczyzn, których zaatakował przed trzcianeckim barem "Biały Miś". Po prostu wyjął pistolet i strzelił. Po kilku godzinach sam zgłosił się na policję, cały czas jednak twierdził, że nie wie dlaczego zabił. Adwokat Piotra L. podkreślał, że jego klient feralnej nocy bał się, bo miesiąc wcześniej przeżył porwanie. Poza tym wypił sporo alkoholu. Sąd wziął to pod uwagę i nie wydał wyroku dożywocia. - Pomimo, iż w przypadku oskarżonego nie ma szczególnych okoliczności łagodzących, to zdaniem sądu nie ma też podstaw, by stosować wobec niego karę trwale eliminującą go ze społeczeństwa. Wprawdzie oskarżony działał bez żadnego racjonalnego powodu, to jednak nie kierowała nim motywacja zasługująca aż na szczególne potępienie - mówiła sędzia Małgorzata Ziołecka. Wyrok nie jest prawomocny.