Okazało się, że ich matka Grażyna S. beztrosko wyjechała do Anglii, zostawiając Kamila (3 l.) i Walerię (5 l.) pod opieką sąsiadek, z których jedna niedowidziała, a druga leczyła się na depresję. Zaniedbywane od dawna W poniedziałek 30 czerwca po niepokojącym sygnale od babci dzieci, mieszkanie w Roszkowie odwiedzili pracownicy socjalni ze Skoków. Zastali w nim dwójkę umorusanych dzieci pod opieką sąsiadek i przerażający brud. Informacja natychmiast trafiła do sądu rodzinnego w Wągrowcu, a ten wysłał na miejsce kuratorów i kilka godzin później wydał decyzję o zabraniu dzieci. - Wpływ na to miał nie tylko wyjazd matki za granicę, ale przede wszystkim długotrwałe zaniedbywanie dzieci, które przebywały w skandalicznie brudnym mieszkaniu. Do takiego stanu nie można doprowadzić w kilka godzin, to musiało trwać już od dawna, stąd decyzja o natychmiastowym umieszczeniu dzieci w rodzinie zastępczej - wyjaśnia sędzia Rafał Agaciński, przewodniczący Wydziału Rodzinnego Sądu Rejonowego w Wągrowcu. Notatki kuratorów nie pozostawiają złudzeń: dzieci były brudne, na podłodze walały się porozrzucane ubranka, w kuchni i łazience wręcz śmierdziało, toaleta była zapchana, a w lodówce zalegała zepsuta żywność. W takich warunkach przebywał Kamil i jego starsza siostra Waleria. - Pobite, czy wychudzone to maluchy nie były, tyle że chyba cofnięte w rozwoju, bo nawet porządnie nie mówiły - twierdzi sąsiadka. Jak bardzo były one zaniedbane potwierdził lekarz. U Kamila zdiagnozował zapalenie migdałów i ucha, a u dziewczynki objawy niedorozwoju, wady wymowy i zeza. Gdzie była pomoc? Grażyna S. jest znana zarówno policji jak i sądowi. Już raz ograniczono jej prawa rodzicielskie, a dwójka jej dzieci trafiła do rodzin zastępczych. W tym czasie zdążyła urodzić kolejne. Gdy zmarł ich ojciec w mieszkaniu w Roszkowie zaczęli pojawiać się konkubenci i alkohol. - Nie raz musieliśmy interweniować w tym domu z powodu awantur, nierzadko zakrapianych alkoholem - przyznaje Jacek Matysiak, komendant posterunku policji w Skokach. Złą opinię o Grażynie S. mają również sąsiedzi, którzy przyzwyczaili się, że w domu "był co chwila inny wuja". To właśnie z nowopoznanym mężczyzną Grażyna S. wyjechała niby za granicę, a dzieci zostawiła pod opieką sąsiadek, które nie potrafiły się nimi zająć. Dlaczego problemową rodziną zajęto się tak późno? Rodzina już od dłuższego czasu była objęta pracą socjalną przez Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Skokach, lecz jego pracownicy nie zauważyli szczególnie niepokojących sygnałów. - Z ta kobietą mieliśmy problemy, zwracaliśmy jej uwagę, że dzieci są brudne, ale nie spostrzegliśmy aż takich zaniedbań, by odbierać jej dzieci - tłumaczy Maria Seidler, kierowniczka OPS-u. Jak zapewnia, rodzina była odwiedzana przez pracowników socjalnych dość często. Lawina spraw w sądzie Przypadek z Roszkowa wcale nie jest odosobniony i jak się okazuje, to w przeciągu ostatnich miesięcy sąd niejednokrotnie decydował o odebraniu dzieci rodzicom. Coraz częściej zdarza się też, że moment wkroczenia kuratora i policji do domu jest chwilą wyczekiwaną przez poniewierane dzieci. Na wokandę trafiają sprawy, które są skutkiem fali emigracji i wyjazdów zarobkowych rodziców. - Mieliśmy niedawno sprawę, gdzie matka wyjechała zostawiając swe dzieci konkubentowi. Ten z kolei nie potrafił się nimi zająć i postanowiliśmy o ograniczeniu praw rodzicielskich. Nie jest to zjawisko lawinowe, lecz w ostatnim czasie rzeczywiście się nasiliło - zaznacza sędzia Agaciński. Tylko w pierwszym półroczu tego roku 21 rodzinom ograniczono władzę rodzicielską, trzem zupełnie zabrano prawo do wychowywania swoich dzieci, w tym jednej matce bezwzględnie zakazano bezpośredniego kontaktu z swoimi dziećmi. Sto dzieci z naszego powiatu przebywa w rodzinach zastępczych. Autor: Barbara Wicher