Choć zapadł już wyrok dożywocia na narzeczonego i mordercę 21-letniej Moniki w Liverpoolu, jej rodzice mieszkający w Kłodzie pod Lesznem nie otrzymali żadnego urzędowego pisma z tamtejszego sądu ani z konsulatu. - Wiemy tylko tyle, ile wyczytaliśmy w gazetach i w Internecie. Nikt oficjalnie nas nie powiadomił o okolicznościach śmierci córki, ani o szczegółach procesu. Nikt nie powiadomił nas o prawach, jakie nam przysługują - mówią portalowi PL Kazimiera i Zenon Szmechtowie z Kłody. Jak ustaliliśmy, państwo Szmecht mogą poprosić o pomoc konsula w Anglii, który wesprze ich w poszukiwaniu adwokata. Jego zadaniem będzie uzyskanie odszkodowania w sprawie cywilnej. Małżonkowie na własny koszt za 12 tys. zł sprowadzili ciało Moniki z Anglii i pochowali córkę na miejscowym cmentarzu. Nie dotarła do nich żadna suma, zbierana dla nich przez organizacje polonijne w Wielkiej Brytanii. Nie otrzymali też rzeczy należących do zamordowanej córki. Ponoć trafiły do miejscowego Caritasu w Anglii. Rodzice opowiedzieli nam, że w marcu 2007 r. poznali Antohnego, chłopaka Moniki. Para razem przyjechała z Anglii do Kłody. Wtedy młodzi zaręczyli się w rydzyńskim zamku. Wyglądali na szczęśliwych. Wyjechali do Liverpoolu i rodzina straciła kontakt z córką. Dowiedzieli się tylko, że po wyborach Miss Liverpoolu zazdrosny Antohny złamał Monice rękę i źle ją traktował. Wreszcie 11 czerwcu brutalnie ją zamordował - ugodził nożem, wybił zęby, oblał łatwopalną cieczą i podpalił. - Nasza córka była za młoda i za ładna, żeby jechać z dala od domu. Chcemy przestrzec innych rodziców, by tak łatwo nie puszczali swoich dzieci zagranicę - apeluje Zenon Szmecht. - Tą bestię powinni pokroić na kawałki i tak samo palić - płacze pani Kazimiera. - My mu nie przebaczymy za to, jak nasza córka cierpiała. Autor: maks