Malarskość - to jest właśnie to słowo, które nasuwa się od razu, kiedy się patrzy na te prace. Być może po części jest to spowodowane formatem prezentowanych zdjęć: są duże, okazałe i naprawdę robią wrażenie. Ale bardziej zwraca uwagę kolor: ceglaste czerwienie, soczyste żółcie, przyciągają emocje w nich zawarte i jakaś taka nieuchwytna ulotność tego, co Piotr Safjan fotografuje. I nic dziwnego, bo on właśnie fotografuje chwilę. Jej emocję. Jej ulotność. No i te kolory - a przecież malarskość raczej rzadko jest tym, co dla fotografika jest najważniejsze... - U mnie to wygląda tak, że to są emocje i instynkt - śmieje się artysta. - No z malarstwem mam sporo wspólnego, przygotowuję przecież katalogi, i być może to zostawiło jakiś wpływ. Poza tym fotografowanie jest trochę jak polowanie, przynajmniej w moim przypadku: chodzę cały czas z aparatem gotowym do zdjęcia i kiedy widzę to właśnie, co chciałbym sfotografować, to pstryk - i już. Ale potem, już na papierze czy ekranie, wygląda to zupełnie inaczej... Kiedy już fotografuję, to pochłania mnie to bez reszty, bo chodzę z przygotowanym do strzału aparatem i tylko oczy mi latają? Ale nie chodzi mi o sensację, nie jej szukam, patrzę, żeby tylko czegoś nie przeoczyć... Jednak czego szuka - nie umie powiedzieć, bez słowa tylko wskazuje ręką swoje prace. Wpatruję się w nie: widzę dziewczynę opalającą się na balkonie soczyście czerwonej kamienicy, szeregi domów z niezwykłymi pionowymi liniami, pełne fioletu zdjęcie fontanny i uczennic w równie fioletowych mundurkach? Wszystkie są inne - i wszystkie mają ze sobą coś wspólnego. Zapamiętują czas, zapamiętują świat takim, jaki jest w tej chwili, w tym świetle, z tym złamanym obcasem i pucybutem - i on już zostaje na zawsze... Artysta nawet nie kadruje swoich zdjęć. Zostawia je takimi, jakie są. Bo takie miały być. - Oczywiście jeśli jest to konieczne ucinam centymetr z tej czy z tej strony - wyjaśnia. - Ale poza tym są one zupełnie nieobrabiane. Nawet jeśli czasami są nieostre - zostawiam je tak, chociaż oczywiście nie wszystkie, to zależy. Na wystawie jest takie zdjęcie dziewczyny na tle pomarańczowej ściany - uchwyconej w ruchu. Ono jest nieostre, ale mnie do tego akurat zdjęcia, a może bardziej ujęcia pasuje taka nieostrość. I wtedy się tym nie przejmuję. Ale są takie zdjęcia, które wyszły tak, że widzę je tylko ja i tylko ja wiem, co to było. I żałuję, że nie są na tyle dobre, by je pokazać innym, ale ja wiem, że jeszcze w te wszystkie miejsca wrócę i zrobię je jeszcze raz? Oczywiście trudno będzie zobaczyć jeszcze raz to samo - ale będę próbował... Kolejnym plenerem zdjęciowym po Hiszpanii i Wielkiej Brytanii, które dominują na poznańskiej wystawie, będzie południowa Francja. Artysta jest urzeczony tą częścią Europy. - - Tam jest zupełnie inne światło, ale to nie tylko to - zastanawia się. - Po prostu kraje basenu Morza Śródziemnego zawsze były mi jakoś wyjątkowo bliskie, zawsze kusiły. W Hiszpanii byłem dwa lata temu pierwszy raz, ale Włochy są mi bardzo bliskie, chociaż akurat zawsze się tak składało, że nigdy nie byłem tam z aparatem i zawsze chciałem tam wrócić z aparatem właśnie... Właśnie tam mam chęć fotografować - i nie walczę z tym, prawdę mówiąc. Nie ma dla mnie znaczenia, czy to już było - no bo nie wiem, naprawdę nie wiem, czy to już było, no i nie wiem, czy się tym w ogóle przejmuję... Bo dla Safjana nie jest ważne, to, by pokazać coś nowego, czego jeszcze nikt nie widział albo nie zauważył. Najważniejsze jest przekazanie swojego bardzo emocjonalnego punktu widzenia i sprawienie, by inni zobaczyli to dokładnie tak samo... - Mam do wszystkich swoich zdjęć bardzo emocjonalny stosunek. Bo nawet jeśli zdjęcie było robione trzy lata temu, to ja pamiętam wszystko: gdzie to było, czy miałem katar, czy bolała mnie wtedy ręka przy ustawianiu - opowiada - I największą frajdą jest fakt, że ktoś też to widzi... Oczywiście, nie mogę uciekać od technicznej strony fotografii. Inwestuję w sprzęt. Technika musi być. W pewnym momencie znalazłem się w takich drzwiach, że musiałem wybrać: czy zostaję na tym poziomie, na którym jestem, czy przechodzę dalej i inwestuję w sprzęt. Ale nie on jest najważniejszy, choć bardzo ważny. To trzeba mieć gdzieś w sobie, bo ja wiem... No bo przecież wielu ludzi ma świetny sprzęt, a nic z tego nie wynika. Przechodzimy po raz kolejny obok czerwonego balkonu, bo jest to zdjęcie, które jakoś tak przyciąga z nieodpartą siłą. Niby zwykły widok, a jednak... Piotr Safjan również uważnie mu się przygląda. - To przyjemne i dziwne uczucie patrzeć na te fotografie tak-duże - podsumowuje. - Pierwszy raz je widzę w takim formacie i mam chwilami wrażenie, że to jednak nie moje zdjęcia... el Wiadomość pochodzi z portalu Tutej.pl