Główny z podpalaczy - 23-letni Artur P. - mieszkał w kamienicy, którą podpalił. Zaraz po tym schował się w swoim mieszkaniu w płonącej już kamienicy. Z pożaru uratowali go strażacy. Po tragedii skorzystał z pomocy i mieszkał w lokalu przydzielonym poszkodowanym przez miasto. Pozostali zatrzymani to 17-letni Jacek G. i 14-letni Marek M. Jak poinformował dziś dziennikarzy zastępca komendanta miejskiego poznańskiej policji podinsp. Michał Lemański, Arturowi P. przedstawiono zarzut sprowadzenia niebezpieczeństwa dla wielu osób i mienia. Według policji, dwaj pozostali zatrzymani pomagali podpalaczowi. 17-latkowi postawiono zarzut, że nie zawiadomił straży pożarnej o pożarze, a nieletnim ma zająć się sąd rodzinny. Podinsp. Lemański powiedział, że do podpalenia doszło w wyniku zabawy "butelką z substancja łatwopalną, do której sprawcy włożyli szmatę i podpalili jedne z drzwi". - Mamy do czynienia z grupą gówniarzy, który bawili się w piromanów. Jednak ta sytuacja w tym dniu ich przerosła - dodał. Lemański poinformował, że sprawców ustalono na podstawie rozmów z mieszkańcami spalonej kamienicy, a Arturem P. zainteresowano się, bo "udzielał najbardziej niespójnych wyjaśnień". Komendant poznańskiej policji podinsp. Zdzisław Stachowiak powiedział podczas konferencji prasowej, że zatrzymani przyznali się do winy podczas pierwszego przesłuchania. W jego trakcie ustalono też, że już wcześniej próbowali oni kilkakrotnie podpalać np. drzwi sąsiadów. - Nie mieliśmy wcześniej żadnych sygnałów na ten temat. Gdyby osoby poszkodowane zgłosiły nam taki fakt, to może by do tej tragicznej sytuacji nie doszło - powiedział Stachowiak. 23-latkowi grozi kara do 12 lat więzienia, 17-latkowi do 3 lat więzienia.