Teraz będzie konsultował się ze spółdzielniami mieszkaniowymi.Wczoraj poznańscy radni mieli zająć się projektem uchwały zatwierdzającej taryfy za zbiorowe odprowadzanie ścieków opadowych i roztopowych na okres od 1 stycznia 2009 r. do 30 czerwca 2010 r. Chodzi o podatek, jaki poznaniacy będą musieli płacić za deszczówkę i stopiony śnieg, które spływają do miejskiej kanalizacji deszczowej (ale nie ogólnospławnej, czyli takiej, którą poza deszczem płyną ścieki). Prezydent jednak postanowił wycofać ten punkt z porządku obrad. Nieoficjalnie chodzi o wysokość podatku, który w założeniach miał być groszowy. Dla porównania w Kielcach wynosi on 78 gr od metra kw. Ale symulacje poznańskich spółdzielni mieszkaniowych podają kwotę sześciu złotych. Ryszard Grobelny i niektórzy radni (PiS, Lewica i część PO) z Komisji Gospodarki Komunalnej i Polityki Mieszkaniowej, którzy negatywnie zaopiniowali projekt, uznali, że to za dużo. Co dalej z podatkiem? - Inicjatywa należy do prezydenta - mówi radny PiS-u Michał Grześ. Gospodarz zapowiedział konsultacje ze spółdzielniami - chce sprawdzić, czy przedstawione przez nie wyliczenia dotyczące wysokości opłaty są prawdziwe. Jednak poznaniacy i tak zapłacą za deszcz i śnieg, bo tak zakładają ustawy O Zbiorowym Zaopatrzeniu w Wodę i Odprowadzaniu Ścieków oraz Prawie Ochrony Środowiska i rozporządzenie Ministra Budownictwa z czerwca 2006 r. Taką daninę uiszczają już kielczanie i mieszkańcy Nysy na Opolszczyźnie, a za granicą - Niemcy i Austriacy. Uzasadnienie: koszt utrzymania i renowacji instalacji deszczowo-burzowej (np. rynien) oraz kanałów należących do miasta. Chodzi m.in. o ich czyszczenie. Dlatego z podatku wedle projektu zwolnieni mają być przedsiębiorstwa i właściciele posesji, którzy wody opadowe odprowadzają na teren swojej nieruchomości bądź gromadzą w celu gospodarczego wykorzystania. Maciej Kusznierewicz