Pokrzywdzona Ilona D. najbardziej cieszy się z tego, że prokurator i sąd wreszcie jej uwierzyli. 7 rano na dworcu Ilona D. z Grodziska, w gminie Osieczna, 6 marca 2006 r. po powrocie z praktyk zawodowych zamknęła się w swoim pokoju. W zeszycie napisała: "Tego dnia nie zapomnę do końca życia. Dlaczego akurat mnie to spotkało?". Zrelacjonowała krok po kroku wszystko, co Krzysztof G. zrobił jej w autobusie na dworcu PKS. Jako ostatnią wysiadającą pasażerkę poprosił, żeby została, bo chce ją o coś zapytać. Potem zablokował wszystkie drzwi i zjechał do zajezdni. Była godzina 7. rano. Zeszyt był jednym z dowodów w postępowaniu prokuratorskim. Zbyt słabym jednak, by przebić inne zeznania i opinie pedagoga szkolnego i psychologów. - Twierdzili, że córka chciała być w centrum zainteresowania i chorobami zwracała na siebie uwagę, i że już wcześniej pisała listy pożegnalne - opowiada nam Barbara D., matka Ilony. - Stwierdzili, że ona potrafi manipulować i wykorzystuje swoją chorobę. Tak mnie to dotknęło, że przestałam chodzić na wywiadówki. Jak powiesz, popamiętasz Dwa tygodnie po zdarzeniu Ilona powiedziała o wszystkim siostrze, potem mamie. Zgłosiła też sprawę w PKS-ie. Tak ruszyła policyjna machina. Uczennicę pouczono, że w razie spotkania z kierowcą ma się nie przyznawać, że była na policji. Sprawca groził jej bowiem, że gdy puści parę z ust, to popamięta. Dziewczyna została przesłuchana przez policjantów, potem w komitecie ochrony praw dziecka. - Kilka razy musiałam pokazać, co ten kierowca robił. To mówienie było tak samo straszne. Ale gdybym drugi raz miała zdecydować, czy zgłosić takie coś na policję, zrobiłabym to - zapewnia Ilona D. (dziś 20 lat). Jej zeznania to za mało Prokuratura prowadziła wnikliwe postępowanie, ale po trzech miesiącach w czerwcu 2006 r. śledztwo zostało umorzone. Według biegłego sądowego i opinii ze szkoły "wystąpiły niskie wskaźniki" potwierdzające, że Ilona D. przeżyła doświadczenie związane z przemocą seksualną. Jedynym dowodem były bowiem zeznania pokrzywdzonej. - Po umorzeniu sprawy tak się zdenerwowałam, że w piecu spaliłam ten zeszyt córki. Byłam rozżalona, że nie uwierzyli Ilonie. Chyba dlatego, bo jest niepełnosprawna i chodzi do szkoły specjalnej. Ja wierzyłam od początku. I mówiłam rodzinie, że on znów kogoś dopadnie i wtedy sprawa się wyda - wspomina Barbara D. Oliwa sprawiedliwa W lutym 2008 r. leszczyńska prokuratura wznowiła swoje śledztwo po tym jak okazało się, że w styczniu 2007 r. ten sam kierowca został skazany przez Sąd Rejonowy w Głogowie. Otóż Krzysztof G. dostał tam wyrok roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata za molestowanie seksualne licealistki. Zdarzyło się to we wrześniu 2006 r. na dworcu PKS w Górze, w identycznych okolicznościach jak w Lesznie. Dlatego sprawa Ilony nabrała innego wymiaru. Były kolejne przesłuchania, a w końcu odbyła się rozprawa 4 czerwca. Krzysztof G. długo nie przyznawał się. Ostatecznie dobrowolnie poddał się karze półtora roku więzienia w zawieszeniu na 4 lata. Ma też czteroletni zakaz wykonywania zawodu kierowcy autobusu. Wyrok jest prawomocny. Sąd nie mógł go skazać na bezwzględne więzienie, gdyż czyn w Lesznie został popełniony jeszcze zanim zapadł wyrok w zawieszeniu w Głogowie. Nie doszło więc do recydywy. - Po wyroku płakałam z radości, że wreszcie mi uwierzyli - Ilona D. nie ukrywa wzruszenia. Wreszcie odstawiła leki nasenne. - Córka została zrehabilitowana w oczach dalszej rodziny i mieszkańców wsi. Ludzie przestali myśleć, że posądziła niewinnego człowieka. Dla nas to ważniejsze od wyroku, choć trochę mało dostał. Niechby trochę posiedział za kratkami i posmakował tego miodu - twierdzi Barbara D. - Mnie tylko przez chwilę było go żal, jak dowiedziałam się, że ma żonę i trójkę dzieci. maks Małgorzata Handke-Maciuk, zastępca prokuratora rejonowego w Lesznie: Szanuję to, że pokrzywdzona i jej matka chciały powiedzieć o szczegółach tej sprawy mediom, chociaż postępowanie sądowe toczyło się z wyłączeniem jawności. Pokrzywdzona jednak nie musiała nikomu niczego udowadniać - dalszej rodzinie i mieszkańcom wsi, albowiem od organów ścigania nie wypłynęły żadne fakty z postępowania. Byłam autorką wcześniejszego umorzenia sprawy, jak i późniejszego aktu oskarżenia. Nie chciałabym w żaden sposób usprawiedliwiać swojej pierwszej decyzji procesowej w tej sprawie, ale ocena materiału dowodowego nie opiera się tylko na kwestii dania lub nie wiary pokrzywdzonej. W żadnym momencie nie stwierdzono, że pokrzywdzona kłamie. Dla oceny zeznań w szczególności osób z pewnymi ograniczeniami, niezbędna jest opinia psychologa, który zawsze uczestniczy w przesłuchaniu. Na decyzję o umorzeniu, poza opinią psychologiczną, wpłynęła kompleksowa ocena całości materiału dowodowego sprawy. Takiej decyzji nie podejmuje się pochopnie. W każdej sprawie, a w tego rodzaju w szczególności, nie można pochopnie stawiać zarzutu i kierować aktu oskarżenia. Potrafię sobie wyobrazić sytuację, iż oskarża się kogoś o tego typu przestępstwo, a on okazuje się niewinny. Uważam, że przesłanie tego artykułu, wbrew emocjom wyrażonym w nim przez pokrzywdzoną i jej matkę, jest pozytywne - przecież wrócono do sprawy natychmiast, gdy pojawiły się nowe okoliczności. Sprawiedliwości stało się zadość. Prokuratorzy i policjanci, którzy mają kontakt z pokrzywdzonymi w tego typu sprawach, nie są bezduszni, ale kierować się muszą regułami procedury karnej. Chciałabym na koniec sprostować twierdzenie pokrzywdzonej, że była przesłuchiwana wielokrotnie. Co do zdarzenia była przesłuchana tylko raz i to osobiście przeze mnie, z poszanowaniem jej osoby i przeżyć związanych ze sprawą.