W całej wsi zapanowała moda na uliczne wyścigi samochodowe. Najmłodszy ich uczestnik ma zaledwie 11 lat, najstarszy pięć razy więcej. Na wyścigi stawiają się "wypasionymi" maszynami. Jak rozwalą auto, szybko naprawią. I znowu można się ścigać. Na szczęście to tylko spalinowe zdalnie sterowane samochody typu BUGGY. Setkę osiągają w cztery sekundy. - To ja zainicjowałem modę na wyścigi - przyznaje Albert Frąckowiak. - W całej wsi 9 osób ma takie samochody, a kolejni chcą je kupić w najbliższym czasie. Uliczne wyścigi nie wszystkim mieszkańcom przypadły jednak do gustu. - Strasznie hałasują - żali się jeden z nich. - Poza tym ścigają się na drodze, która jest przeznaczona dla normalnych pojazdów. - Mnie one wcale nie przeszkadzają - stwierdza pani Barbara, mieszkanka ulicy Jarzębinowej, przy której posesji znajduje się linia startu. - Zamierzam kupić synowi również taki samochód. To coś wspaniałego. Przeciwnikiem wyścigów nie jest również Antoni Kosmala, sołtys wsi. - I młodzi, i starzy mają zajęcie, przynajmniej się nie nudzą. Skargi do mnie żadne nie wpłynęły. Przeciwnie. Ludziom się to podoba. - Hałas jest, ale na pewno nie jest on uciążliwy - zapewnia A. Frąckowiak. - Może to po prostu zwykła ludzka zawiść. Miłośników czterech kółek we wsi nie brakuje. W Gospodarstwie Agroturystycznym "Hula" powstał już specjalny tor, na którym w niedalekiej przyszłości mają być rozgrywane zawody. - Już się na nim ścigamy. Długość toru wynosi ok. 300 metrów, szerokość 5. Najlepszy zawodnik robi pętlę w niespełna 20 sekund - mówi A. Frąckowiak. Mankamentem tego hobby jest jednak cena samochodu, który kosztuje 2 tys. zł, używany cztery razy mniej. - To wspaniała zabawa, ale niestety trzeba zainwestować. Zbliżają się jednak święta, można więc liczyć na pomoc zajączka - kończy A. Frąckowiak Łukasz Różański