Mężczyzna powiedział przed sądem, że areszt zrujnował mu życie, doprowadził do choroby psychicznej i uniemożliwił zatrudnienie. Podczas składania wyjaśnień mężczyzna cały czas płakał. Sąd zadecydował, że mężczyznę zbadają biegli psychiatrzy. - Przyjęliby mnie do pracy, ale wszyscy obawiają się to zrobić, bo ciąży na mnie piętno zboczeńca. Przez osiem miesięcy po wyjściu z aresztu nigdzie nie wychodziłem z domu, bo bałem się wszystkich dookoła. Teraz leczę się u psychiatry, psychologa. Lekarze stwierdzili u mnie głęboką depresje i lęk przed otoczeniem. Biorę z tego powodu mocne leki - zeznał. Według aktu oskarżenia, 9 lipca 1999 roku w jednym z leszczyńskich kościołów mężczyzna najpierw bił dziewczynkę pięściami po twarzy i rzucał nią o posadzkę. Następnie zmusił 10-latkę do dotykania jego narządów płciowych. 12 lipca 1999 roku Gołembski został zatrzymany, spędził w areszcie prawie dwa lata. Podczas obdukcji stwierdzono u dziecka m.in. rozległe siniaki, wyłamanie zęba, złamanie kości nadgarstka. Dowodem w procesie były odciski palców znalezione na książeczce do nabożeństwa poszkodowanej i szybie kościelnej witryny, włosy z klatki piersiowej i włosy łonowe znalezione na posadzce kościoła. Po pierwszych zeznaniach pokrzywdzonej sporządzono portret pamięciowy sprawcy. Na jego podstawie zatrzymano inne osoby odpowiadające rysopisem zeznaniom pokrzywdzonej. Nie postawiono im zarzutów, przesłuchano jedynie jako świadków. W sierpniu 2005 r. sąd uznał, że mężczyzna jest niewinny, a dowody, które prokuratura przedstawia jako dowody winy, znalezione na miejscu zdarzenia, nie należą do niego. Prokuratura przeprosiła mężczyznę. Łącznie trzy procesy w sądach wszystkich instancji trwały prawie siedem lat.